Jak wyglądałaby sytuacja polityczno-wojenna, gdyby Europa – Unia Europejska – była jednym państwem? Jak zachowywałaby się Rosja, pod takim lub innym kierownictwem, gdyby miała po sąsiedzku jedno państwo, mające trzykrotnie większą ludność (dokładniej 307% ludności Rosji), dziesięciokrotne większe PKB i uzbrojone w broń jądrową? Do tego mające miażdżącą przewagę w dorobku cywilizacyjnym i podobną gdy chodzi o soft power? Odpowiedź jest prosta: Rosja prawdopodobnie ani by pisnęła, a Ukraina weszłaby w skład Zjednoczonej Europy, gdyby tylko była taka jej wola i spełnione konstytucyjne warunki.

Ale, wielu powie, przecież są te różnice interesów i różnice geopolitycznych kierunków, które różnią Hiszpanię od Polski lub Estonię od Portugalii, jak je wyrównać? – No więc, trzeba jakoś to zrobić, trzeba wyrównać.

Dla przykładu i kontrastu wyobraźmy sobie Stany Zjednoczone (która to nazwa znaczy przecież: „zjednoczone państwa”), które nie sfederalizowały się, ale tworzą luźny związek jak UE teraz. Podczas II Wojny państwa Kalifornia i Oregon chcą walczyć z Japonią, którą słusznie uważają za główne zagrożenie dla siebie, ale państwo New York postrzega Japonię jako potencjalnego sojusznika, którego chciałoby obrócić przeciw Niemcom, bo to oni są teraz głównym zagrożeniem na Atlantyku i wrogiem sprzymierzonej Anglii. A takie państwo, powiedzmy, Minnesota, siedząc bezpiecznie w środku kontynentu angażować się nie chce, za to ma nadzieję przy okazji podebrać pograniczne hrabstwa Kanadzie. Ameryka potrafiła przekroczyć swoje regionalne partykularyzmy i mówić jednym głosem. Gdyby kiedyś poszło inaczej, jako luźny związek byłaby może znaczącym ośrodkiem gospodarczym, ale nie mocarstwem.

Amerykanom Północnym pomógł wspólny język angielski. Ale to nie jest czynnik decydujący, ponieważ na południe od Rio Grande mamy wieniec 18 państw mówiących w jednym języku hiszpańskim i żadnego związku, unii, wspólnoty między nimi nie ma i nie było. Więc nie ma sensu używać tej wymówki, podobnie jak wymówki o rozbieżnych geopolitycznych interesach.

Wśród polskich publicystów i polityków występuje idea klina między Zachodnią Europą a Rosją. Klin ten bywa nazywany Międzymorzem, Trójmorzem, Przestrzenią Bałtycko-Czarnomorską lub inaczej. W tę myśl, państwa-narody nazywane z zachodniego punktu widzenia Europą Wschodnią, czyli kraje postkomunistyczne, jakoś istotowo różnią się od Europy starej czyli zachodniej. Odmienny jest ich status zarówno geopolityczny jak i kulturowy. Zagrożeniem i to śmiertelnym jest dla nich Rosja, podczas gdy stara Zachodnia Europa uważa Rosję raczej za cennego partnera w interesach, więc może kapryśnego, ale sojusznika. W tej koncepcji, Polska znów jest w odwiecznym i nieustannym zgniocie „między Niemcami a Rosją”, tyle, że tymi potencjalnie szkodliwymi „Niemcami” staje się cała stara Europa. (Jakże blisko jesteśmy tu rosyjskiej mowie o zgniłym Zachodzie i putinowskiej mowie o Giejropie.) Gdzie szukać sojuszu? Tylko u Anglosasów, w Światowym Oceanie przeciw Światowemu Lądowi-Heartlandowi. Klin Bałtycko-Czarnomorski byłby więc trzecią siła na kontynencie Europy, prócz Starej Europy i Rosji, a w Teatrze Północno-Atlantyckim siłą czwartą, bo doliczamy USA z UK.

Robi się regularny przekładaniec, od zachodu licząc: oto pas amerykańsko-brytyjski; dalej lekko niechętny tamtemu skłonny do neutralności i handlu ponad wszystko pas Starej Europy; za nim pro-anglosaski i pro-oceaniczny Klin; za Klinem Rosja jako Heartland, Mordor i Heart of Darkness. Kolejny kolejnego (tu cytat z „Pana Tadeusza”) dusi, a na poprzedniego się ogląda.

W porównaniu z utartym poglądem „Polska w klinie między Niemcami a Rosją” różnica jest taka, że autorzy tamtej koncepcji widzą, prócz Polski, także inne kraje będące w tym samym położeniu: nierozumiane przez Starą Europe i postrzegane przez nią jako obce, biedne i kłopotliwe, i potencjalnie możliwe do odrzucenia, do wypchnięcia poza mury Zachodu, i jednocześnie zagrożone przez imperializm Rosji. W tej myśli strach przed Rosją stapia się z lękiem przed odrzuceniem przez Zachód. Które kraje są tą „rozszerzoną Polską między N. a R.”? Jest ich niewiele. Prócz Polski Estonia, Łotwa i Litwa, plus Rumunia i być może Bułgaria. Węgry przeszły na stronę Rosji, a Słowacja, Czechy i Słowenia zbyt dobrze schowane w brzuchu Unii. I spoza Unii oczywiście Ukraina i Mołdawia, i Gruzja, jeśli zgodzić się, że jest w Europie.

Zwolennicy koncepcji Klina B-C lub „poszerzonej Polski” ekscytują się tym, że jest szansa, aby tu został uczyniony osobny, niezależny ośrodek siły: siły politycznej lub geopolitycznej, mający moc samodzielnego decydowania, mający moc sprawczości. Słowa prezydenta Zełeńskiego iż „razem jest nas 90 milionów” zostały tak odczytane: jako zapowiedź i szansa dla trzeciego centrum siły w Europie (licząc tu ją do Uralu) i czwartego na Północnym Atlantyku.

Jednak Polska nawet jako ta „poszerzona” jak wyżej, jest zwyczajnie za mała, a w sprawach wewnętrznych zbyt znerwicowana i niestabilna. Oparty na niej Klin mógłby być zaledwie polityczną kolonią lub bazą USA. Czy Amerykanie tego chcą? Czy chcą tutaj topić swoje zasoby?

Myśli o Klinie widzę jako odpryski fobii prezesa PiS.

Gdy myślę o tym, co dalej, raczej kierowałbym nasze zasoby myślowe (u publicystów) i dyplomatyczne (u polityków) na (z)jednoczenie Europy. Zamiast jej rozbijania.

Sięgnę do moich ulubionych wieloletnich cykli. W cyklu Saturna i Plutona tak się działo, że w czasie lub wkrótce po koniunkcji obu planet, w Europie zachodziły przegrupowania, wśród nich takie, które zmieniały ją nie do poznania. W czasowej okolicy koniunkcji w r. 1883 zaczęła się Belle Epoque: porządek oparty na „koncercie mocarstw” z liberalnymi prawami, nieograniczonym handlem, swobodnym przemieszczaniem się ludzi i bez wojen na kontynencie. Dokładnie podczas koniunkcji Saturna i Plutona w roku 1914 tamten porządek zawalił się w ciągu tygodnia i Europejczycy ruszyli w bratobójcze wojny, pomiędzy nimi dając się omotać tyranom i zbrodniczym fantastom. Przy następnej koniunkcji około 1947 r. zaczęto budować podstawy demokratycznej, liberalnej i zjednoczonej Europy, zrazu na Zachodzie, jednak środek kontynentu przegrodziła Żelazna Kurtyna. W roku 1982 i 1983 przyszła kolejna koniunkcja, która na razie nie przyniosła większych zmian, jednak 6 lat później podczas innego znaczącego układu dalekich planet: potrójnej koniunkcji Saturna, Urana i Neptuna, przyszła zmiana rewolucyjna: Rosja Sowiecka padła, jej marchie przeszły na Zachód, a „republiki” wybiły się na niepodległość, przynajmniej formalną.

W styczniu 2020 była następna koniunkcja Saturna i Plutona. Nie przyniosła (od razu) wstrząsów politycznych, zamiast nich pandemię covid. Polityka ruszyła dopiero w następnym roku 2021. (Wskazówka dla astro-cyklistów: sprzyjała temu kwadratura Saturna do Urana, która jeszcze raz wróci, tzn. zaostrzy się, we wrześniu i październiku b.r. 2022.) Małe przegrupowania dziejące się w tamtym czasie wyobraziły się 24 lutego ’22 jako wojna.

Spodziewajmy się, że także ta nowa saturnowo-plutonowa epoka zmieni stosunki w Europie, podobnie jak zmieniły je poprzednie zmiany epok. Co już się stało? Pierwsze jest oczywiste: jest wojna, pierwsza od 1945 r., po 77 latach. (Wojny w byłej Jugosławii i na Kaukazie zwyczajowo zlekceważmy.) Ujawnił się, powstał (niby upiór z grobu) przeciwnik Europy nie tylko potencjalny i „geopolityczny”, ale realny i jak mawiają profesjonaliści „kinetyczny”, i więcej: grożący zniszczeniem. Konsekwencji może być wiele, wśród nich dwie prymarne: albo kraje-narody Europy zrozumieją, że to zagrożenie jest wspólne, dla każdego z nich, nawet jeśli Rosja jest daleko jak dla Portugalii lub cenna jako „interesant” jak dla Niemiec. I pójdą za tym odkryciem, którego dalszym ciągiem będzie zjednoczenie w jedno państwo, Jedną Europę.

Albo uznają, że należy ratować się osobno. W tym scenariuszu Niemcy, Włochy, Francja, Hiszpania pójdą na pasek Rosji, a w końcu na jej nędzną smycz. Stanie rozkrokiem między Ameryką a Rosją jest wariantem nazwanego. W tym samym scenariuszu ratowania się osobno, kraje wschodniego frontu, w tym PL, usiłują zbudować Klin. Z góry można uznać, że bez sukcesu.

Wydaje się, że teraz, wiosną 2022, gra idzie o przyszłość Europy. Kraje Europy jeśli nie zjednoczą się (w jedno państwo!), popadną w rosyjską lub prędzej rosyjsko-chińską niewolę. Różnica taka, że z jednymi – Ukrainą, Estonią, Polską... – stanie to się szybko, a z Francją, Niemcami itd. trochę później, może nawet w następnym obrocie cyklu Saturn-Pluton, więc około roku 2054.

Wariant Państwo Europa ciągle jest do wzięcia.

Europa.jpg