Wojciech Jóźwiak 2024
Wojciech Jóźwiak .PL

2021-04-17

Title img AMBa: trzy ościenne stolice

Turcja, Rosja i Niemcy tworzą między sobą trzy osie napięć, koneksji i wzajemnych wpływów i aliansów, oraz odpowiednie trzy strefy zgniotu, jakby trzy imadła...

Amba to tygrys w językach Mandżurii. (Wie o tym czytelnik opowieści Arsieniewa o Dersu Uzała.) Zarazem AMB to Ankara, Berlin i Moskwa. ABC-landia prócz tego, że leży pomiędzy trzema eponimicznymi morzami (Adriatykiem, Bałtykiem i Czarnym), tkwi też w trójkącie trzech ościennych imperiów, inicjały stolic których składają się na skrótowiec AMBa. Nasz region siedzi jakby w paszczy tego trój-tygrysa, okresowo nadżerany bądź pożerany przez Turcję, Rosję bądź Niemcy, w ich różnych historycznych wydaniach: jako Cesarstwo, Zakon, Prusy lub Austrię. W pewnych epokach bywał pożarty w całości.

Te trzy centrale tworzą między sobą (jak wynika z geometrii trójkąta) trzy osie napięć, koneksji i wzajemnych wpływów i aliansów, oraz odpowiednie trzy strefy zgniotu, jakby trzy imadła skręcające to, co w ich szczękach, jak amba.

My Polska leżymy na osi Berlin-Moskwa i aż zanadto we wciąż niedawnej historii doświadczyliśmy bycia w zgniocie pomiędzy ich szczękami. – Ale już np. Węgry leżą na osi niemiecko-tureckiej i przez znaczną (lub większą?) część swojej historii były rozrywane przez tamte dwa centra mocy. Przytulenie się do Niemiec w wydaniu austriackim dało im pół wieku szczęścia w składzie Austro-Węgier: dobre i tyle. Znów Rumuni i Bułgarzy patrząc na swoją historię widzieć będą siebie na osi Turcja-Rosja.

Oś AB – Ankara–Berlin, Turcja-Niemcy, i kontakt na tej linii zastanawia swoją intymnością, głębią i dawnością. Wydaje się nie przypadkiem (a kolejnym wcieleniem wiekowego geo-archetypu), że w nowoczesnych Niemczech osiadło kilka milionów Turków, którzy stali się największą grupą narodową po autochtonach. Że to jest ten sam „typ” lub duch, który ściągnął do Niemiec księżniczkę Teofano (wkrótce cesarzową, wreszcie regentkę – matkę Ottona III, tego, który z Chrobrym w Gnieźnie...) I który później pokoleniom niemieckich filologów kazał ćwiczyć i rozbierać grekę, jakby tam – w tamtym języku i kraju – był początek niemieckiej linii przekazu. Mam wrażenie, że tamta nić antycznogrecko-niemiecka była dużo wyraźniejsza niż podobne gdzie indziej na Zachodzie. Turcy zaś weszli w buty i skórę Bizancjum, Wschodniego Rzymu, są geopolitycznym dziedzicem, kontynuatorem tamtego egregoru – wraz z jego niemiecką koneksją. Pomyśleć, że Sobieski wdarł się pod Wiedeń, by rozdzielić, siłą rozerwać tych, którym przeznaczone było stać się kochankami.

To nie dziwne, gdy zobaczyć, że Niemcy byli jedynymi na Zachodzie Europy, którzy upierali się reaktywować Rzymskie Cesarstwo, więc odnajdywali siebie jako dubleta-bliźniaka Bizancjum, monarchii Konstantynopolitańskiej. A ta nie umarła, lecz przeżyła w swoim drugim wcieleniu, jako imperium Osmanów. Więc lustrzane odbicie między Niemcami a Turcją trwa.

Oś AM – Ankara-Moskwa, odżywa w ostatnich latach, a już wydawała się martwa i wygasła wraz z tym, jak Turcja przez kilkadziesiąt lat wydawała się przegranym ostańcem. Ale stało się inaczej, bo wraz z osłabnięciem Rosji spod jej rozpadłego cielska jak spod stopniałego śniegu wyłoniły się rozlegle krainy tureckie dawniej i tureckie do dziś: nie tylko Krym i Azerbejdżan, i Kazachstan, ale i Ałtaj z Tuwą, i Jakucja. Te pod-rosyjskie „Turkistany” ciągną się od Wołgi do Pacyfiku. Podobno tamte narody z Turkami z Turcji rozumieją się bez tłumacza. Przy tym widać, jak Rosja podszyta jest, podmurowana i podglebiona swoją turecczyzną: nie tylko Szojgu, najwierniejszy przyboczny Putina, jest rodowitym Tuwińcem, więc Turkiem syberyjskim, ale te nazwiska wielkich Rosjan: Tiutczew, Uljanow, Karamzin, Turgieniew, Rachmaninow, Bułgakow... świadczą o ich tureckich przodkach: Tatarach, Baszkirach czy Czuwaszach. Spór rusko-turski wygląda na sprawę rodzinną. Ale Rosja słabnie i cofa się, Turcja – nie tylko jako Anatolia, ale jako Wszech-Turcja – idzie w górę i w siłę. O tym, jak w ich grę wessało Ukrainę, spróbuję opowiedzieć osobno.

Na osi BM, berlińsko-moskiewskiej, wytyczano lub się wytyczały – bo w jakimś sensie są bytami autonomicznymi względem ludzi, którzy przychodzą na ich gotowe – linie dzielące, demarkacyjne. Kiedyś taka linia stała pod Kaliszem. Ale ta była nowa, doraźna i sztuczna. Bo są inne linie, odwieczne. Teraz Berlin i Moskwa podzieliły się ABC-landią (i uczyniły to nie wiadomo kiedy i nie wiadomo na mocy którego traktatu, jeśli w ogóle taki był) wzdłuż Linii Cyryla. Raczej powinno się powiedzieć „Cyryla i Metodego”, ale zaniedbajmy jednego brata na korzyść zwięzłości. Cóż to za Linia? To ta, która od sporo ponad tysiąclecia dzieli w terenie chrześcijaństwo rzymskie lub post-rzymskie od wschodniego. Linia ta dziwnym trafem pokrywa się ze wschodnią granicą Estonii, Łotwy, Litwy i Polski – teraz jest wschodnią rubieżą Unii i okazała się być nieporuszalna, bo gdy Ukraińcy na Majdanie w 2013 roku zażądali przyjęcia ich do Unii (i pewnie też do Nato?), to Unia odpowiedziała: spadać. Ktoś bardzo ważny na Zachodzie (ale kto, kiedy?) kiedyś uznał, że zainteresowania Unii kończą się... właśnie na Linii Cyryla. Dalej ma być strefa interesów Rosji, więc jakby poszerzona Rosja, Extended Russia. Zauważmy, że Linia Cyryla na polskim odcinku pokrywa się z Linią Curzona.

Zadaniem polskich... – ale kogo? Bo politycy jak dotychczas za to się nie biorą..., więc może raczej felietonistów? – jest wdrukować do głów współ-Europejczykom Unijnym, więc głównie Niemcom, że ich i naszą rubieżą jest – in spe et in virtu – inna linia: Linia Olgierda. Obecnie zrealizowana jako wschodnia granica Białorusi i Ukrainy.

Ciekawe też, że ta linia (faktycznie dzieło Olgierda, więc raczej Algirdo linija) istniała jako realna granica między Rzecząpospolitą a Moskwą, potem jej nie było, aż w latach 1917-18 została odnowiona jako ta, do której doszli Niemcy okupując ziemie porzucone przez Lenina. I tam już Rosja trwale nie odrodziła się. Została zmuszona, nie przez „kogoś”, lecz przez „siłę rzeczy”, do skreowania draperii-wydmuszek pod nazwą „Białoruś” i „Ukraina”, które, o dziwo, stopniowo stały się narodami i państwami, stały się ciałem.

Komentarze: