2021-03-30
Dla plebejskiego umysłu drzewa (wysokie i nie-owocowe) są podwójnie złe, ponieważ nie tylko są dzikie i ich miejsce jest w strefie chaosu czyli w lesie, ale dodatkowo są obce klasowo.
Drzewa w szczególny sposób działają na umysł: ciągną go w górę. Orientują według osi dół-góra. Działają na umysł jak medytacja na górny świat. Podobny wpływ mają twory przyrody: strome góry, skały, klify i kaniony. Oraz kulturowe wynalazki: kolumny, wieże i nawy. Wszystkie one, wśród nich drzewa, kierują umysł ku niebu. Orientują umysł pionowo, czyli inaczej niż pospolita percepcja pozioma, która rozpłaszcza nas i dostrzega tylko kierunki tył-przód i lewo-prawo.
Tył-przód, czyli: ustaw się tyłem do zagrożenia, uciekaj do przodu – tak w przestrzeni przejawia się lęk. Lewo-prawo, czyli: przemiataj wzrokiem, nasłuchem i w ogóle percepcją twój kawałek terenu, czy nie wchodzi intruz, agresor. Przez orientację lewo-prawo przejawia się gniew, pochodzący od instynktu terytorialnego lub instynktu własności.
Kierunek dół-góra przywołuje trzeci z instynktów, czyli instynkt hierarchii w stadzie. Kierunek dół-góra jest metaforą zróżnicowania „niższych” i „wyższych”, gorszych i lepszych, poddanych i panujących, przegranych i zwycięzców; i napięcia, które panuje między nimi.
Drzewo, moje drzewo, rosnące na mojej ziemi, przejmuje coś ode mnie. Przy pomocy mojego drzewa, podobnie jak przy pomocy mojego domu lub mojego samochodu (dawniej: wozu i powozu), lub mojego ubrania, komunikuję siebie: kim jestem i jakie mam aspiracje. Arystokraci trzymali przy swoich rezydencjach wielkie i wysokie drzewa, bo przy ich pomocy wyrażali swoje wywyższenie, swoją wysoką pozycję i swoją wolę bycia górą, dominowania i wygrywania. (Tu przypis: u nas częściej mówi się: szlachta, albo wstydliwie ziemianie, ale termin arystokracja uważam za adekwatniejszy, z paru powodów.)
Chłopi-plebeje nie trzymali wielkich drzew. Od dawna zastanawiało to mnie, skąd przyczyna. Z pewnością jedną był niedostatek i biorący się zeń użytecznościowy pogląd. Drzewo zabierało ziemię potrzebną pod zaoranie. Można je było trzymać, gdy było jabłonią lub wiśnią i dawało owoce. Wieśniacy trzymali wierzby na miedzach, bo okupywały im się gałęźmi, które cięto na opał. Teraz post-chłopi boją się drzew, że im przewrócą się na dom lub na samochód, ale to są racjonalizacje.
Zgaduję, że pod tymi pozorami i racjonalizacjami jest głębsza i właściwsza przyczyna. Plebeje, w przeciwieństwie do arystokratów, boją się osi dół-góra! Przez to unikają jej. Dlatego nie znoszą wysokich drzew, boją się ich i znajdują preteksty-racjonalizacje, żeby je wyciąć. Albo przyciąć. Obserwuję, że mieszkańcy obcinają swoje ozdobne świerki, jodły lub cyprysiki na wysokość 5-6 metrów, czyli na wysokość mniej więcej typową dla drzew owocowych. Racjonalizacja zapewne jest taka, że tak skrócone drzewa nie przewrócą się i nie uszkodzą dachu ani płotu. Ale w głębi jest pragnienie, żeby się nie wychylać, nie przekraczać miary. Żeby nie wykraczać poza swoją plebejską przyziemność. W dawnym świecie i krajobrazie przywilej pięcia się w górę miała arystokracja i kler, będący też przecież szczególną arystokracją. Arystokraci budowali wysokie pałace z kolumnami i otaczali je wysokimi drzewami, a kler budował kościoły z wysokimi wieżami. Ci władcy-dominatorzy mieli oddane sobie prawo do symbolicznego wznoszenia się w górę. Plebs tego prawa nie miał i utrzymywanie wysokiego drzewa, gdyby to ktoś z nich robił, uznałby za przekroczenie miary własnego stanu, wejście w cudzą strefę, w obcy modus.
Dla plebejskiego umysłu drzewa (wysokie, nie-owocowe) są podwójnie „złe” symbolicznie, ponieważ nie tylko są dzikie i ich miejsce jest w dziczy, w strefie chaosu czyli w lesie, ale dodatkowo są obce klasowo. Plebejskiemu umysłowi wysokie drzewa, jak i inne pionowe wektory są nienawistne, ponieważ uświadamiają mu, że on sam jest „niski” i „przyziemny”, przegrany i zdołowany, i nie dla niego są wysokie aspiracje i marzenia. Wysokie drzewa kpią z plebeja. Odrzucenie tego co dobre i pożądane, ponieważ zostało uznane za nieosiągalne, i napiętnowanie tego jako „złe” – w tym jako „groźne” – to resentyment. Friedrich Nietzsche tu się przypomina. Częściej to uczucie, resentyment, nazywamy „kompleksami”. Polacy od kilku lat tłumnie rzucili się wycinać drzewa, ponieważ dręczą ich kompleksy własnej małości, przegrania i braku szansy na urośnięcie. Tu uwaga: kto ma herbowych przodków niech nie myśli, że jest na tę manię odporny. Plebejem niekoniecznie się rodzisz – możesz nim stać się i możesz siebie takim wychować.
Komentarze:
2021-04-01 Adam Pietras: Próba falsyfikacji
Co więc z wieżowcami, w których żyją społeczności mniej-więcej post-PGRowskie? PS (i lekki offtop): Ten nasz kochany blok, wywodzący się ponoć od Le Corbusiera miał za zadanie łączyć estetykę Partenonu z funkcjonalnością konstrukcji inżynierskiej, jak most, dwupłatowiec albo wieża ciśnień. A więc charakter spartański i praktyczny. Chociaż Nowej Hucie daleko do architektonicznych etiud Le Corbusiera, które chyba zostały wykorzystane raczej w kolejnych odsłonach Star Wars. Może dlatego idąc czasem przez jakiegoś molocha mam wrażenie, jakbym znajdował się na innej planecie. Pozdrawiam dęby.
2021-04-01 Wojciech Jóźwiak: Mieszkańcy bloków ich nie lubią
Zdaje się, Panie Adamie, że mieszkańcy bloków ich nie lubią, tych swoich habitatów, prawda? I gdyby mogli, to by je wycięli, jak drzewa? A na razie brudzą sprejami.
2021-04-01 smoczyca: Las
2021-04-01 Radosław Sioma: Horyzontalne - wertykalne
2021-04-01 Wojciech Jóźwiak: Dlaczego ludzie wycinają drzewa?
Już, Radosławie, się usprawiedliwiam. (Chociaż jeszcze nie przeczytałem polecanego przez Ciebie tekstu.) Przede wszystkim nie zakładam, że przez podanie jednego czynnika (domniemanego czynnika) odpowiem na pytanie które klika lat temu postawił Andrzej Gąsiorowski w tytule swojego bloga: Dlaczego ludzie wycinają drzewa? Na tezy które tu postawiłem wpłynęły dwie przyczyny. (1) Genialne wypowiedzi Pawła Droździaka z jego wywiadu na FB Moratorium dla drzew, gdzie on atakuje ten problem Lacanem czyli symbolicznym wymiarem ludzkiej świadomości . (2) Obserwacje z mojego domowego Milanówka, gdzie ostro kontrastuje dzielnica "arystokratyczna" z dzielnicami "plebejskimi", którymi jest otoczona. Nb. ja mieszkam w tej plebejskiej, chociaż staram się jak mogę moją siedzibę upodobnić do wzoru aristo. Jakaś musi być przyczyna tego, że moi sąsiedzi przycinają świerki lub kalifornijskie jodły na wysokość 5 metrów, żeby przypominały wzrostem i pokojem jabłonie? To co napisałem, miało zawierać coś więcej niż różnicę między horyzontałem a wertykałem, ale widocznie nie powiedziałem tego dość wyraźnie.
2021-04-02 Wojciech Jóźwiak: Dlaczego ludzie wycinają drzewa, bis
Bo nie wiedzą, co z nimi zrobić. Jak Mongołowie Dżyngis Chana, którzy dziesiątkami tysięcy mordowali jeńców, bo... po prostu nie mieli pomysłu, co z nimi można by zrobić innego. Mordowali ich przez bezradność. (To nie wyczerpuje wszystkich przypadków mordowania drzew. Jest jednym z wielu motywów.)
2021-04-02 Adam Pietras: (disclaimer)
Oj, Gospodarz chyba nieco opacznie namierzył moje intecje. Podpisuję się pod sporą częścią przesłania (nie tylko tego tekstu), choć nie we wszystkim się zgadzam (trochę chyba jednak miłosierniej patrzę na "horyzontali", choć nie powiem, potrafią zaleźć za skórę). Jeszcze raz: sajt robi na mnie spore wrażenie i gratuluję twórczego ducha. ap.
2021-04-02 Adam Pietras: anty-ekologizm, "human nature", cywilizacja
Pozwolę sobie wtrącić swoje trzy grosze, może kogoś zainspirują. Od strony dość abstrakcyjnej i ogólnej moglibyśmy chyba mówić o tym, że wycinka drzew jak i wszelkie działania anty-ekologiczne mają źródło w ludzkiej zdobywczości. Proszę tego nie traktować jako apologię. Mam na myśli raczej to, że człowiek z zasady pragnie podporządkować sobie - świat, naturę, własne namiętności (to nie wszyscy), nauka umiejętności czy to praktycznych czy teoretycznych łączy się zawsze z jakimś formowaniem materii (materii tego formowania), narzucaniem swojej woli. W perspektywie jednostkowej nawet "joga" znaczy pierwotnie "ujarzmienie". P. Paweł Droździak mówił o czymś adekwatnym, choć nieco innym językiem, na nieco innym poziomie (wykład jest znakomity). Jeśli więc szukamy powszechników, a mowię tu o ludzkiej naturze, możemy zauważyć pewną wspólną cechę zarówno arystokratów, jak i "horyzontali" - jest nią pragnienie kształtowania, formowania przez własną wolę. Z tym tylko, że arystokrata ma w tym względzie trochę więcej refleksji. Jeśli przyznać, że każda pozytywna cecha ma w rzeczywistości swój rewers, to obecne tragedie ekologiczne są rewersem tego, iż cieszymy się architekturą, technologią, medycyną, każdą właściwie dziedziną ludzkiej wynalazczości i twórczości. A teraz chodzi o to, żeby dokonać "Reformacji", jeśli mogę tak to ująć. Może to nazbyt spirytualne postawienie sprawy, ale skoro komunizm bazowy, to postanowiłem zaryzykować publikację mojego ciągu myślowego. Jeszcze raz podkreślam: nie chodzi mi o apologię anty-ekologizmu, a na wskazanie pewnej abstrakcyjnej i chyba ciekawej struktury. Czy coś z tego wynika? To już pozostawiam w gestii odbiorcy.
2021-04-02 Wojciech Jóźwiak: Czy na pewno się cieszymy?
Czy na pewno jest nam tak wesoło, kiedy patrzymy na obecną architekturę, technologię, medycynę?
2021-04-02 Adam Pietras: "konserwatyzm", "postęp", carpe diem
No cóż, w tym względzie nie ma chyba rozwiązań innych, niż do pewnego stopnia subiektywne. Ktoś Internet uzna za miejsce twórcze i ciekawe, albo przynajmniej pożyteczne. Ktoś inny powie, że i bez Internetu ludzie w jakiś sposób sobie radzili. Doda do tego, że lepiej niż obecnie. Choć co do ostatniego - kiedyś podzielałem melancholię, że tak to nieściśle ujmę, "konserwatystów", tęskniących za światami Homera albo przynajmniej Hermana Melvile’a tudzież innych. Ale może z racji "pokoleniowej" chłonę otaczającą mnie rzeczywistość wszystkimi zmysłami. Inna sprawa to ten właśnie rewers... z resztą, jak to widnieje w moim "portfolio" - twórca światów hipotetycznych. Postawa twórcza jest niezłą bronią na rzeczywistość, więc osobiście nie narzekam. Dodam jeszcze, że o ile technologia, ciepła woda itd. może nie są szczególnie przekonującymi argumentami za tym, że żyjemy w "belle epoque", to jednak rozwój nauk (choć i tu zwyżkę minęliśmy już parę lat temu) mnie szczerze i pozytywnie oszałamia. A z moich skromnych doświadczeń z taką dziedziną, jak historia, myślę może nieco cynicznie: "nigdy nie było dobrze". Carpe diem?