Milanówek jako kolonia. Takie mi przyszło hasło i poszedłem za nim. Słowa kolonia (które po łac. jako colonia znaczyło „osada rolnicza”, domyślnie: rzymskich rolników poza ojczystą Italią) używamy w trzech znaczeniach: jako odległa, przeważnie zamorska posiadłość pewnego państwa (i stąd kolonializm), jako osada poza wsią (słowo to pojawia się w nazwach osad powstających po parcelacjach) i jako „kolonie” czyli grupowe wyjazdy dzieci na lato. Milanówek jako letnisko miał oczywiście coś z „kolonii letnich”. Ale cień kolonializmu też nań pada. Na zdjęciach z Milanówka sprzed Pierwszej i sprzed Drugiej Wojny widać tzw. dobre towarzystwo. Warszawscy mieszczanie, klasa wyższa i średniowyższa, budowali tu wille nawiązujące stylem i funkcją do ziemiańskich dworów i dworków. Powstająca nowoczesna miejska wysoka klasa stapiała się z dawniejszą wiejską arystokracją: panowie na biurach z panami na ziemiach. Milanówek rodził się jako neo-arystokratyczna zamiejska kolonia. Neo z domieszką, zapewne, pseudo. Bo udawania, rekonstrukcjonizmu musiało w tym być mnóstwo. Przedwojenna nieszczerość została dosyć wykpiona przez Gombrowicza. Rezydencje budowane zrazu w stylu secesji lub eklektyzmu secesjonizującego, a w Międzywojniu częściej modernistyczne, były z założenia domami dla owych neoarystokratów. A przecież znaczna część populacji mieszkającej i przewijającej się musiała składać się ze sprzątaczek, kucharek, niań, stróżów, wozaków, budowlańców, ogrodników i rolników dostarczających mleko, marchew i ziemniaki. Ich na zdjęciach nie ma. Milanówek – przynajmniej na fotografiach – jest czysty klasowo. Tworzono tu utopijną kolonię dobrego towarzystwa.

Tu trzeba dodać wstydliwą tajemnicę: Milanówek był także czysty rasowo. Działek nie sprzedawano Żydom. Nie mogli tu się osiedlać. Jak ten cel osiągano? O ile mogę sobie wyobrazić akty prawne dyskryminujące Żydów za Rosji, to jakimi prawnymi lub pozaprawnymi środkami ten skutek kontynuowano w II Rzplitej, przecież formalnie demokratycznej i z pełnią praw obywatelskich dla wszystkich narodowości i religii? Nie wiem. W każdym razie Milanówek był aryjski, inaczej niż sąsiednia metropolia czyli Grodzisk, gdzie Żydzi byli liczni, pozostał po nich cmentarz i przy nim ulica Żydowska, gdzie teraz mieści się powiatowy urząd skarbowy.

Kolonialna utopijność Milanówka odbija się do dziś w tym, że to miasto jest wyspą lub kapsułą zanurzoną w terenie, ale słabo z nim się kontaktującą. Powstało jako przyczółek przy kolejowym przystanku (jak pisałem w I odcinku), tu przyjeżdżano i wysiadano, po czym wracano do Warszawy, nie wchodząc w dalsze relacje z okolicą. Milanówek jest przez to zamknięty. Tak jakby miał naokoło plecy, którymi odwraca się od dalszego regionu, od wsi, pierwotnie rolniczych. Po mojej północnej stronie miasta jedyny wyjazd na zewnątrz, poza tę linię pleców miasta, idzie przez dawny Milanówek-wieś, więc przez osadę będącą rolniczą wrzutką w miasto-letnisko. Drugi kanał łączności z zewnętrzem po mojej północnej stronie, ulica Ludna idąca do Grodziska, owszem do miasta-sąsiada prowadzi, ale na styku obu wykonuje 3 skręty pod kątem prostym, ślad sklejania niepasujących do siebie dawnych dróg w różnych administracjach. Milanówek z Grodziskiem dawno zrosły się w jedno i tym bardziej złoszczą przeszkody na ich dawnych granicach. Do tego Grodzisk w ostatnich dziesięcioleciach wystawił w stronę Milanówka swoje przemysłowe wnętrzności i ta junktura przemysłówki z jednej strony i leśnej wyspy z drugiej tym bardziej razi.

Te „plecy miasta” działają też tak, że Milanówka nie widać z zewnątrz! Zbliżasz się z zewnątrz do granicy miasta i widzisz front drzew, las lub sukcesję, w której zanurzone są niewidocznie domy. Tym bardziej, że w Milanówku nie ma wyższych budynków, nawet kościół nie wystaje poza linię lasu-miasta.

milanowek_unas_02.jpg
Milanówek od strony zachodniej. Domy (w tym mój-nasz) zaczynają się kilkadziesiąt metrów za tymi drzewami. Zdjęcie sprzed ok. 10 lat, teraz już trochę tu się zmieniło.

Wiemy już, czym jest Milanówek: miastem-lasem (to bardziej do niego pasuje niż miasto-ogród), wyspą-izolą plecami odwróconą od otoczenia, skupioną wokół historycznego centrum, które jest miastem rezydencjalnym, zbudowanym jako kolonialna utopia.

Czy M. od początku był miastem-lasem? Dzisiaj głównym i pierwszym, co rzuca się w oczy wjeżdżając, są monumentalne dęby w śródmieściu, jeden z nich grubas rosnący pośrodku jezdni głównej ulicy Kościuszki, dawnej Dworskiej. Oraz szpaler wielkich dębów wzdłuż kolei przy stacji. (Te niestety od niedawnego remontu kolei marnieją.) Czy kiedyś ta puszcza była gęstsza, dęby większe, roślinność bardziej pierwotna? Dawne zdjęcia pokazują co innego. Milanówek z początków XX wieku był łysawy w porównaniu z obecnym. Z fotografii wynika, że tę puszczę mocno przerąbano zanim Lasocki puścił ją w parcelację. Kilkadziesiąt dębów, tych największych, żyło i było starymi drzewami, kiedy budowano rezydencje. (Ile ich wycięto?) Ale większość drzew, też tych wielkich i pięknych, wyrosła i dorosła już w XX wieku na ogrodzonych działkach, w przywillowych ogrodach. W końcu minęło 120 lat, czas wystarczający, by wyhodował się duży dąb.

deby_w_Milanowku_2018_mini.jpg
Tak, to jest samo centrum Milanówka! 100 m od urzędu miasta. Zobacz to zdjęcie bez zmniejszenia.

Na dawnych zdjęciach widzimy las, ale przeważnie typu młodnik lub drągowina. Wiele jest brzozy, całe brzozolaski, ale to ślad tego, że brzoza siała się tam jako sukcesja na porębach i poleśnych porzuceniskach, wybujała, po czym przetrwawszy pół wieku padła – swoim obyczajem.

Większość drzew, także na tych ściśle leśnych zabytkowych kwartałach, wyrosła już po II Wojnie. Liczyłem słoje na rzazach, nie wychodzą wiele poza 70 lat. Z tego wynika, że domy na obrzeżu miasta-letniska w międzywojniu budowano na gołym, tzn. na piaszczystej pustaci, gdzie wcześniej glebę zerodowała monokultura żyta, a sosna nie zdążyła się wysiać. (Żyto ratowało rolników przed głodem, bo rosło i plonowało na najsłabszych glebach, ale te gleby wyjaławiało do końca. Po zaprzestaniu uprawy często widać, że prócz żyta nic tam nie urośnie, nie ma dzikich roślin chętnych wejść. Może mech, porost.) Milanowski las został też odmłodzony przez II wojnę-okupację. Musiano czymś palić, ogrzewać domy. Nie znam świadectw, ale domyślam się, że mieszkańcy musieli mocno swoje drzewa przerąbać.

Milanówek jest rezydencjalnym kolonialnym miastem-lasem, ale to miasto było tym czynnikiem („aktorem”), który las przechował i więcej, spowodował, że mógł się odtworzyć. Las przetrwał i zasiał się dzięki miastu.

Na niektórych działkach (głównie tych porzuconych) odtworzył się zespół roślinny Querco-carpinetum: las dębowo-grabowy z trawiastym poszyciem. Mógłby karmić żubry, tury.

Milanówek jest miastem-lasem, ale jego las jest mało dostępny. Prawie nie ma terenów publicznych, parków. Miasto jest ściśle sprywatyzowane, pocięte na ogrodzone działki, gdzie drzewa za ogrodzeniem. Na spacery zostają ulice, szczęśliwie zachowało się kilka szerokich, przestronnych i spacerowych bez asfaltu ani betonu jak parkowe aleje, psy mają gdzie węszyć i nie trzeba ustępować samochodom. Ubywa tych ulic.

Miasto zostało uformowane przez polski kompleks płot plus pies. Ludzie boją się siebie, więc ogradzają działki i wystawiają psy biegające wzdłuż ogrodzeń. Pies może się podkopać, przed czym chroni wpuszczona w grunt podmurówka na fundamencie. Niektórzy budują istne twierdze wokół domów. Bywają mury lub podwójne płoty, zakrywające widok na obejście. Ogrodzenia właściciel nie rozbierze, bo psy by poszły luzem lub trzeba by je kojcować, a to Mazowszanom w głowach się nie mieści. Pominę tabliczki na drzwiach straszące bestiami.

Grodzenie i podmurowywanie czyni wrażenie ciasnoty, szczególnie poza zabytkowym leśnym rezydencjonalnym rdzeniem, gdzie domy wiele gęściej niż tam, działki skąpe, lasu nie ma, a zabudowa nie różni się od typowej podmiejskiej ogólnopolskiej plebejskiej.

Ptakom płoty nie przeszkadzają, ani wiewiórkom, ale bardzo, bardzo utrudniają byt jeżom.

Powstrzymują też inne zwierzęta: sarny trzymają się pól i sukcesji na granicy miasta, tamtych „pleców”. Dziki zaglądały i znikały. W mojej części Milanówka wiele lat temu żył samotny zając, który przechadzał się wieczorami po spacerowych ulicach.

Poprzedni odcinek. C.d.n.