Książka już jest, pięknie wydana... I tu rozpocznę Podziękowania.

Przede wszystkim jestem wdzięczny jej Wydawcy za jej wydanie. Wydawcą jest Piotr Marecki na czele swojej załogi-firmy zwącej się Ha!art. Z Krakowa.

Bardzo mnie ucieszyła i wciąż dostarcza satysfakcji udana i oryginalna okładka, projektu Michaliny Jurczyk, z wkomponowanymi połówkami obrazu Marty Jamróg. (Trzeba wziąć dwie książki i złożyć jej przód z tyłem, żeby tamten obraz się odtworzył.) Wielkie dzięki obu Twórczyniom!

Maciejowi Nowackiemu dziękuję za redakcję, w tym za anielską cierpliwość przy współpracy ze mną, kapryśnym autorem.

NZM_przod-tyl.jpg

Teraz następują podziękowania dla Inspiratorów (i Inspiratorek), a raczej dla osób, które mi przetarły drogę, tzn. napisały coś, co pokazało mi, że kierunek poszukiwań, którego wynikiem jest ta książka, jest możliwy i jest do wzięcia. Tu na początku należy Olga Drenda, która kiedyś w Tarace zamieściła swoje studium o Króliku i Zającu jako zwierzętach mitycznych i symbolicznych, więc w istocie zwierzętach mocy, a dając tytuł Uszaty Trikster, wskazała na związki Zwierząt, także tych całkiem pozornie zwykłych, z Szamanizmem.

Przeciercą Drogi był też (i jest) Dariusz Misiuna, którego szkic o Wilku jako Burzycielu Ładu podobnie naprowadził mnie na drogę tej książki.

Wielkim inspiratorem był David Thomson, bez którego warsztatów i pracy ze Zwierzętami Mocy na nich, szczególnie z Niedźwiedziem, tej książki zapewne by nie było.

Przy pisaniu rozdziału o Szczurze pomogli mi swoimi doświadczeniami, przemyśleniami i fachową wiedzą: moja córka Gabriela Krzyżanowska i mój syn Ignacy Jóźwiak.

Przy pisaniu o Słoniu dźwięczały mi w umyśle enneagramowe wizje Krzysztofa Wirpszy.

Teraz Pytania i Odpowiedzi, tzn. uprzedzam pytania, które jak myślę, wywołać może ta książka.

1) Dlaczego nie ma o Kocie? Dlaczego nie ma o Psie?

Odpowiadam: ...I nie ma też o Kurze ani o Kogucie, nie ma o Krowie, Byku, Wole i Cielęciu, ani o kozie i owcy, o ośle, wielbłądzie, gęsi ani kaczce... – Ta wyliczanka chyba już wyjaśnia: pisałem przede wszystkim o zwierzętach dzikich, z wyjątkiem dla konia, z powodu jego ewidentnej szamańskości. Lub półdzikich, jak gołąb. Chociaż gdybym napisał więcej, to te domowe też bym ujął. Bo ta książka była pisana od natchnienia do natchnienia. Od feelingu do feelingu. Miałem ciąg na pewną zwierzęcą postać, to o niej myślałem i notowałem. Wynikiem tego jest ten zestaw zwierząt, który jest w książce. Możliwe, że bardziej przypadkowy, niż by czytelnik chciał dostać. Sam mam wrażenie, że temat został ledwie poruszony. Opisałem niecałą trzydziestkę zwierząt, a tłoczących się za nią tych tłumnych, które też by chciały, jest wiele, wiele więcej.

2) Dlaczego zwierzęta stoją w książce w takiej dziwnej kolejności? Czy ich kolejność jest przypadkowa, czy jest w niej jakiś ukryty głębszy zamysł?

Odpo.: Zwierzęta idą w kolejności ich pisania. Czyli takiej, w jakiej przychodziły mi do głowy, lub częściej, zmuszały do pisania o sobie. Nie wiem dlaczego pierwszy pojawił się Gołąb. Wiem za to, dlaczego Wąż, Kruk i Raróg stoją na końcu: bo poczucie ich symbolicznej wagi, czyli rozległości i kulturowego znaczenia ich postaci, kazało mi zwlekać, odkładać pisanie o nich na „lepsze jutro”, aż w końcu przyszedł mus, kiedy kończyłem książkę, a wiedziałem, że bez nich będzie niekompletna. I musiałem sprostać tamtym wysoko zawieszonym poprzeczkom.

3) Czy gdybyś pisał tę książkę jeszcze raz, albo pisał jej jakieś „rozwinięte wydanie”, to co byś zmienił? Dodał?

Odpo.: W pierwszych rozdziałach kojarzę zwierzęta (mocy) z historycznymi ludźmi. Wyspiański wydał mi się idącym drogą Gołębia, Witkacy Żaby, Nietzsche i Kaczmarski idącymi drogą Wilka. Tych skojarzeń jednak nie pociągnąłem dalej i przy następnych zwierzętach odpowiednich „Ludzi od Zwierząt” już nie wymieniam. Książka byłaby bardziej kompletna, gdyby mi się udało znaleźć ich przykłady przy wszystkich omawianych zwierzętach.

4) Czy zamierzałeś, pisząc tę książkę, zrobić przegląd zwierząt jako ważnych mieszkańców literatury lub mitologii? Pytam, bo wzmiankowane sceny z „Pana Tadeusza”, z „Chłopów” czy z „Bajki o popie i Jołopie” (Puszkina w przekładzie Tuwima) mogłyby o tym świadczyć.

Odpo.: Nie, takiego zamiaru nie miałem, a odniesienia do dzieł literackich są dla ilustracji. Są ilustracjami tego, co Zwierzęta Mocy każą o sobie myśleć. Ta książka programowo miała nie mieć jakiegoś „twardego gruntu”. Nie miała być pracą zbierającą postaci zwierząt w literaturze. Nie miała ewidencjonować zwierząt znanych z mitologii. Ani z folkloru. Ani z realnego występowania w lasach-polach. Miała być o zwierzętach jako archetypach, a archetypy bytują „gdzieś tu” lub „tam”, w przestrzeni lub w przestrzeni umysłu.

5) Istnieją karty zwierząt mocy. Czy znasz je i czy inspirowałeś się nimi?

Odpo.: Znam. Ale ich autorzy działali na gruncie amerykańskim i zestaw zwierząt jest z tamtego kontynentu: z Ameryki Północnej. Niektóre zwierzęta, symbolicznie pierwszorzędne i dla Amerykanów-Tubylców i dla Amerykanów-Imigrantów, dla nas są dalekie i książkowe. Na przykład opos, po ang. z algonkińskiego opossum – całkiem niewyobrażalny. Albo porcupine czyli po polsku „urson”: tam ogromnie ważny, a polskiemu uchu ta nazwa nic nie mówi. Z szopami trochę się oswoiliśmy, zwłaszcza odkąd zainwadowały Ziemię Lubuską, ale to wciąż egzot-cudzoziemiec i raczej jeszcze nam się nie śni.

6) Co znaczy „nasze” w tytule? Polskie? Kto jest tym „my”?

Kiedyś oglądałem a nawet studiowałem mapę, wydaną sto lat temu, mającą tytuł „Polska i kraje ościenne”. Na północy to „ościenne” sięgało do Finlandii. Więc te zwierzęta są właśnie polskie i ościenne. Na około trzydzieści, egzotyczne są trzy: tygrys, słoń i lew. Ale tygrysy historycznie szły do nas; jednego kiedyś odnotowano w Ukrainie koło Połtawy. Więc chciały się u nas osiedlić. Rodzimie żyły niedaleko, bo na Kaukazie. A słonia i lwa spotykamy w ogrodach zoo już jako dzieci, często wcześniej niż rodzimych łosia lub borsuka. Więc ta ich naszość lub nienaszość jest dość względna. Tym bardziej, że mentalnie są już mocno wdrukowane w nasze imaginarium. Jeśli pominąć tamtych trzech egzotów, to tę „naszość” bym określił jako chłodną strefę Europy, która jest zarazem Arktyką – czyli Krainą Niedźwiedzi – i Roburyką, czyli Ziemią Dębów. To jest nasza krajobrazowa i ekologiczna ojczyzna.

Chętnie odpowiem na dalsze, już realnie zadane pytania.

img/NZM_dwie.jpg