W „Dlaczego Polska jest inna?” napisałem o trzech cezurach w historii Polski („trzy przemiany nazwę wam ducha...”, Nietzsche oczywiście): około 955 początek rządów pierwszego nielegendarnie odnotowanego władcy Mieszka („Misico” itp.) czyli Piastów, w 1385 unia z Litwą w Krewie, wydanie Jadwigi za Jagiełłę; od 1939 totalna katastrofa, kolaps i zapaść dotychczasowej formacji (rozbiory nie były nawet w części tak szkodliwe) i „powrót do granic piastowskich”, który raczej należy widzieć jako regres (cofnięcie rozwoju) i jako regresję – przywrócenie do form przeszłych, przestarzałych i więcej niż infantylnych bo larwalnych.

W komentarzu Radosław Sioma odkrywczo zauwazył: „to też pewien regres z Polski jagiellońskiej, której ślady są jeszcze w dwudziestoleciu, do Polski piastowskiej. To także jakaś trauma.”

I ja w rekomentarzu, który obszernie zacytuję:

Stalin, przetaczając Polskę-Polaków w wyobrażone (gorzej: wyfantazjowane, jak z Fantasy) granice „piastowskie” przez to skutecznie wrzucił nas w regres do epoki piastowskiej, co podobne do regresu dorosłego do dzieciństwa.
Ale epoka piastowska to jest złe dzieciństwo. Oczywiście nie wiem (i społecznie nie wiadomo...) jaka była, ale w literackiej świadomości jest to obraz koszmaru. Te najazdy strasznych wrogów (gł. Niemców) ze wszystkich stron. Potworni książęta, wyłupiający oczy brat bratu. Brutalny kościół, dla którego Bolesław wybijał zęby za brak postu, ale którego trzeba się trzymać, bo to jedyna osłona. To niepiśmienność, własny język pojawiający się w zapisach jako bełkotliwe cytaty, „daj ać ja pobrusza”. Takimi klimatami jest podszyta ta rekonstrukcja historyczna, w której od Powojnia żyjemy.

Popatrzmy nie wstecz strzałki czasu na nasz regres, ale jeszcze raz na czas normalnie płynący w przyszłość. Czyż unia jagiellońska, unia z Litwą nie była wyzwoleniem od Piastów? Nigdzie o tym nie czytałem, żaden znany mi autor tak tej sprawy nie naświetlał, ale daleko nie wszystkich czytałem, moje oczytanie w historii jest skromne i skąpe. (Może ktoś z historyków tę tezę już rozwinął?, w całej okazałości?) Czy nie było tak, że polski duch przestał mieścić się w piastowskich granicach i ogólniej, w piastowskich formach? Chodzi nie tylko o ograniczone terytorium, ale i fakty kulturowe. Piastyzm to m.in. trudna do wyobrażenia przepaść-przerwa między rządzącymi a rządzonymi, to pełna samowola książąt, ich totalne widzimisię. To także trudna dla nas do wyobrażenia alienacja władzy, władzy, która jest zupełnie poza zasięgiem kogokolwiek spoza ścisłej elity. Mówiąc zwięźle i anachronicznie, jest to przeciwieństwo demokracji, zupełna anty-demokratyczność. Padnie dictum: ale przecież w Średniowieczu wszędzie tak było! Polityka była wyłączną sprawą dynastów. Były stan, każdy stan miał swoje zajęcia. Rycerze się bili, dynaści politykowali, mieszczanin handlował, chłop żyto żął. Tak, ale... Wrócę do tego, o czym napomknąłem i co mi się wydaje. Że polski duch, lub może raczej energia ludzi żyjących na północ od Karpat w dorzeczach Wisły, Warty (żal, że nie całej Odry), Dniestru, Prypeci i Niemna – przestała mieścić się w piastowskich zarówno granicach jak i politycznych formach. Zaczął formować się nowy region, nowy kraj czyli nowa sieć powiązań ekonomicznych, „kontaktowych”, rodzinnych i innych. A ten nowy region, obejmujący dzielnice pod różnymi rządami (Wielkopolska, Kujawy, Małopolska, Mazowsze, „Lodomeria” nad Bugiem, „Galicja” na Dniestrem, Litwa nad Niemnem i Czarna Ruś nad Prypecią) zaczął wołać o nowy naród. U początków tego nowego narodu zaiskrzył impuls nie dynastii, a demokracji: bo inicjatywa o unii z Litwą wyszła nie od dynastów (nie od Jagiełły wnuka Giedymina ani od Elżbiety Bośniaczki dzierżycielki Andegawenów-d’Anjou) tylko od „ludu” tzw. panów małopolskich, czyli właściwie od przedstawicieli zwykłej szlachty, faktycznie rządzących podczas post-piastowskiego długiego bezkrólewia (wliczając w nie panowanie Ludwika z Węgier). Znaczące jest też współczesne wymarcie Piastów w Polsce (prócz Mazowsza i Sląska) i Rurykowiczów w Rusi. Warto by fachowiec przyjrzał się tamtemu czternastowiecznemu okresowi zamętu i przemian na całej scenie na północ od Karpat, bo Unia wydaje się logiczną jego konsekwencją, wynikającym następnym etapem. Też by warto rozpoznać, czym był i XIV wiek i Unia z perspektywy Rusi Czerwonej, Litwy i pomniejszych zainteresowanych „plemion”? Bo nasadzenie na to dzisiejszych kategorii „Polski” lub „Ukrainy” jest anachronizmem rażącym.

Jest wrażenie, że „lud” ekstrakarpacki (tak go roboczo nazwę) na przejściu od Piastów (z Rurykowiczami i innymi) do Unii – nabrał powietrza... Wydłużył kroku... Ubrał się w kontusz, który dał mu ekspresję, swobodę ruchów, których nie miał przedtem. Poprowadził chodzonego, poloneza... Jest też wrażenie, że przy tym odkrywano coś starszego i głębszego, co było stłumione i zrepresjonowane przez ciasnych, małych i zawistnych Piastów: jakieś echa stepowe, ewokujące legendarnych starożytnych stepowych irańskich Sarmatów, owych Alanów i Antów. Odkrywano... wydobywano, może nawet z jungowskiej podświadomości, demokrację i równość wieców, sejmów i kurułtajów.

Formacja jagiellońska przeżyła zgaśnięcie Jagiellonów, a nawet dopiero wtedy i bez nich doszła do swojego optimum. Nieodwracalne załamanie przyszło w 1648-ym (przy morderczym układzie cykli planetarnych, ale nie one przecież winne) i znaczą część winy miał Kościół katolicki, który źle widział pogańskość i heretyckość tamtej formacji. Rozbiory likwidowały Rzeczpospolitą jako państwo, ale nie naruszały jej substancji. Niszczący („śmiertelny”) atak na Jagiellonię przyszedł dopiero w końcu XIX i na początku XX wieków, i wcale nie od państw sprawujących władzę na jej terytorium: gdyż był buntem nacjonalistycznym. Tutejsze narodowości postanowiły stać się narodami w nacjonalnym sensie, narodami najeżonymi, ekskluzywnymi, zawistnymi i morderczymi dla nie-swoich. Druga Rzeczpospolita próbowała ich nie dostrzegać podtrzymując swoją fikcję. Stalin wszedł na gotowe i tylko chytrze rozdzielił młokosów-awanturników (nacjonalizm istotowo jest młokosem, jest to z natury formacja niedojrzałych mężczyzn), każdego za uszy pakując do przeznaczonego kojca.

Na tym bałaganie żyjemy.


Winieta: Kali tragus, roślina odnotowana przez H. Sienkiewicza w Trylogii jako perekotypole ("przetoczy-pole"), tu w locie nad drogą gdzieś na Zachodzie USA, gdzie zawleczona inwazyjna. Cały obraz »