Od dłuższego czasu, bardzo mocno z boku, obserwuję to, co się dzieje z nami. Rozmawiam z bliskimi, znajomymi z pracy, czasem włączę się w jakąś wymianę z innymi fejsbukowiczami. O Covidzie nie chce mi się pisać, bo to raczej papierek lakmusowy tego do czego jako cywilizacja XXI wieku doszliśmy. Nie zamierzam się bawić w Kasandrę, to żadna satysfakcja na zgliszczach powiedzieć: a nie mówiłem! Ale nawet na tak głębokiej wewnętrznej emigracji na której jestem dociera do mnie te kilka myśli. Dlaczego to wszystko co osiągnęliśmy, my, Homo rzekomo Sapiens, musi pie...lnąć:

1. Mamy na planecie kilka miliardów ludzi. Przeważająca większość jest wyznawcami religii, które zakładają zbawienie i raj po śmierci. Te religie powstały na pustyniach. Judeochrześcijaństwo i Islam. I to ma znaczenie, że elity tego świata wyznają przekonania apokaliptyczne. I może nawet nieświadomie tę Apokalipsę nam fundują. Szczęśliwie uniknęliśmy przez ostatnie 75 lat wojny termonuklearnej, za to skutecznie fundujemy sobie planetarnego grilla. I nie ułatwia fakt, że większość tych, którzy sprawują rządy, wciąż chcą czynić „Ziemię poddaną”.

2. Światem wciąż rządzą mężczyźni. Patriarchat nadal dyktuje warunki. O losach cywilizacji decydują faceci, którzy nie rodzą i nie są genetycznie zaprogramowani na opiekę tylko na dominację i rywalizację. Uogólniam, ale Samce Alfy tak mają... od czasów rewolucji neolitycznej tak po prostu jest.

3. Technologia do której mamy dostęp jest niekompatybilna z naszymi mózgami. Technologia poszła do przodu, mózgi nadal są prehistoryczne. Jak to kiedyś śpiewał Jamal: „wszyscy chcą brać, nikt nie chce dać...”

Żeby było jasne, zdaje sobie sprawę z banalności tej diagnozy. Z drugiej strony czuje po prostu ogromny smutek jak orkiestra gra na Titanicu. I wkurw. Przespano ostatnie dobre 3 dekady. Pytanie nie brzmi, czy krach nastąpi za naszego życia, tylko pewnie ilu z nas zachowa styl życia, który uważa za integralny dla bycia człowiekiem.

Po co to pisze? Nie chodzi o mnie. Jestem serio uprzywilejowanym przedstawicielem mojego gatunku. Biały heteroseksualny mężczyzna. To nie najgorsza pozycja na planecie Ziemia. Wiem, że mój siedmioletni ukochany blondyn, nosiciel tego samego chromosomu Y, już tak dobrze mieć nie będzie.

Moi Kochani, może rzeczywiście jest po śmierci piekło, a może i nie. Z całą pewnością planetarny kociołek tu i teraz jest coraz gorętszy. Pomyślcie o tym. Dziś jest pełnia. Moim marzeniem jest coraz większą odwaga we mnie i w moich bliskich, żeby nie wstydzić się zawalczyć o nie gorsze jutro dla naszych następców. Bo powiedzenie: „po nas tylko potop” jest już nieaktualne. Fala wzbiera. Dlatego mój Szymon chodzi na basen...

Poza tym to, w co wierzę, że siła nie jest w indywidualnym heroizmie. Opanowaliśmy te planetę, bo potrafimy rozmawiać i współdziałać. To cholernie dużo. Może rzeczywiście czeka nas zderzenie z czterema jeźdźcami Apokalipsy. A może warto zmienić tę cholernie destrukcyjną opowieść o zagładzie. I kolejny raz jako Homo Sapiens wyruszyć w nieznane. Ja chętnie wyruszę. Z przyjaciółmi idzie się raźniej. Z prywatnych marzeń rzeczywiście chciałbym zobaczyć za swojego życia upadek cywilizacji. Tej patriarchalnej. Może to mrzonka, ale jeszcze 200 lat temu moi chłopscy przodkowie byli niewolnikami. A ponad 100 lat temu miejsce kobiet było tam, gdzie dzieci i domowego inwentarza. Więc może nie jest za późno na przygotowanie do zderzenia z górą lodową. I sensowny plan na to co dalej. Tutaj, teraz, nie w przyszłym lepszym życiu. Tak uczy cesarz Marek. A to najmądrzejszy facet jakiego poznałem. Jeżeli doczytałaś albo doczytałeś do tego momentu, dziękuję Ci za uważność przyjacielu. Bogini zapłać. Najlepiej resztkami nierozwalonej i niezdewastowanej natury.


Winieta: fragment zdjęcia pustyni Namib z pixabay.com . Autor: Norbert Kutyik.
namib-desert