Z Transylwanii przez Góry Fogaraskie, podziwiając niedźwiedzie, na wołoską stronę.
Są. Przy szosie. Na wyciągnięcie ręki. (Ale nie wyciągaliśmy.) Siedzą, stoją i chodzą po poboczach. Oto one, niedźwiedzie Ursus arctos z Gór Fogaraskich. Tego zobaczyliśmy pierwszego, ekscytacja straszna. I w jakim sakralnym miejscu: istny kult niedźwiedzia!
Zaraz okazało się, że za nim z tyłu jest drugi. Czyli to była samica z młodym, zapewne z tej zimy:
Ten szedł wzdłuż murku przy szosie i zaczął na ten murek się wspinać; pospiesznie zaciągamy szyby:
A ten zajął niewygodna miejscówkę, gdzie ledwo mieścił się wciśnięty pod barierkę:
Ten, duży i wypasiony, najładniej pozował:
Daleko w dole, już za sztucznym jeziorem Vidraru, napotykamy rodzinkę trzech niedźwiedzi. Oto sceny:
Los tej niedźwiedziej młodzieży nie zapowiada się dobrze. Jedno młode na zdjęciu karmi się bułką, Drugie, widać, wzorowo opanowało sztukę żebrania. Wątpliwe, by te drapieżniki zechciały wrócić do dzikiego życia w lesie. Wystawanie na szosie i żebranie u ludzi najwyraźniej jest łatwiejszym i wydajniejszym sposobem aprowizacji niż gonienie prosiaków i wygrzebywanie korzeni. Te niedźwiedzie uzależniły się od ludzi. Zapewne gdy wyrosną, staną się bardziej asertywne i natrętne. W końcu któryś natrafi na człowieka głupca lub dziecko, którego zabije. O jednym takim przypadku było już słychać. Odławianie i wywożenie też nie pomoże, bo wrócą, jeśli nie tu, to na inną szosę. Rozwiązaniem byłoby gdyby je nie karmić, bez wyjątku, Ale jak mówi fotka, co któremuś z przejeżdżających zdarza się nie wytrzymać. Więc jeśli nie zostaną zastrzelone, to pójdą do zoo.
Ale wróćmy do chronologii.
2 września pogoda sprzyjała, niebo bez chmur. Po pośpieszym pakowaniu wyjechaliśmy w Fogarasze. W górę, w górę, po serpentynach wijących jak jelita. Nic wszerz nie widać, pobocza zarosły młody świerkiem dla widoków nieprzepuszczalnym. Az w jednym momencie las rozstępuje się, otwiera przestrzeń, od razu wielka i zachwycająca. Z widokiem na grań i wielki lodowcowy cyrk poniżej.
Ruch spory, chociaż sezon się kończy. Wielu motocyklistów, wśród nich rasowych harleyowców. Wielu Polaków, ale i Szwedzi, Niemcy. To jest ta słynna Transfăgărășan , Droga Transfogaraska, druga co do wysokości szosa w Rumunii i Karpatach, wspinająca się na ponad 2000 metrów.
Pod szczytem jest polodowcowe jezioro, jak Morskie Oko, ale dużo skromniejsze, kilka razy mniejsze i pod dużo niższymi stokami. Nazywa się Bâlea.
Szosa wchodzi tu w tunel pod główna granią. Między tunelem a jeziorem jest kilka budynków i wiele straganów, jadłodajnie, parkingi, ruch, wycieczki, nawet ktoś szedł z plecakami wyżej w góry. Można sobie wyobrazić, co tu się dzieje w sezonie, jakie muszą być korki.
Grań Gór Fogaraskich jest wyższa od naszych Tatr Wysokich; 10 km od szosy stoi najwyższa góra Rumunii, Moldoveanu (2544 m); ale niższa trochę od Tatr Słowackich. Skały wyglądają na krystaliki, jednak krajobraz tutejszy jest bardziej jak w Tatrach Zachodnich. Tatry leżą 4 stopnie szerokości geo. lub około 500 km dalej na północ, co czyni wyraźna różnicę: granica lasu, początek hal, próg rzeźby lodowca – leżą tu jakieś 600-700 metrów wyżej niż u nas, czyniąc Fogarasze dużo mniej alpejskimi od Tatr.
Po południowej stronie gór i tunelu krajobraz łagodnieje i odtąd już tylko „w dół lecimy, w dół”. Aż wychodzą niedźwiedzie. Bo je wszystkie spotkaliśmy na południowym zjeździe.
Południowa strona Karpat to Wołoszczyzna czyli Țara Românească, Ziemia Romańska. Szosa z Gór Fogaraskich schodzi doliną Argeșu. W Curtea de Argeș, pomijając jego historyczność, wjeżdżamy na autostradę. Krajobraz znów jest podobny jak w tamten w Transylwanii lub na naszym pogórzu pod Rzeszowem, Gorlicami: szerokie doliny obramowane niewysokimi lesistymi wzgórzami. Które stopniowo maleją, teren się rozpłaszcza. Pogórze bez szwu przechodzi w Nizinę Wołoska, tę z Dunajem na osi.
Zaglądamy do Pitești. Zamiast średniowiecznej starówki, pod klasycystycznym magistratem rosła araukaria, a niedaleko rzeźba bab scytyjskich. Nowa, nie starożytna.
Krajobraz wysusza się, wysawannia, śródziemnomorzeje. Żółknie i zakurza się:
Pod wsią Viişoara Ignacy chwali się arbuzem:
… który przed chwilą nabyli z Kamilą od miejscowej karmicielki:
Wołoskie pogórze sprawie wrażenie gęściej zaludnionego od Transylwanii. Gęstsze wsie, horyzont blisko, nie ma transylwańskich szerokich widoków. Ale zaraz będzie inaczej.
Nocowaliśmy w Târgoviște, dawnej stolicy książąt wołoskich, gdzie teraz głównie rzucały się w oczy wielkie puste porzuceniska dawnych fabryk. Internet jednak nie umiał powiedzieć, co tam produkowano „za komuny”.
Poczułem się zmęczony i Tyrgowiszcza już nie zwiedzałem. Kamila i Ignacy z wycieczki przynieśli zdjęcia drzewa z wielkimi liśćmi jak kapusta i owocami-torebkami. Powoli znaleźliśmy, że to paulownia, także u nas reklamowana jako „oxytree”; w następnych dniach i miejscach spotykaliśmy tych chińskich drzew więcej.
By pisać komentarz, zaloguj się lub zarejestruj »