Wojciech Jóźwiak .PL

Title img Țara Românească

Dlaczego Rumunia jest tam, gdzie jest? Co w jej geografii wydaje się przeznaczeniem?

W Europie jest kilka miejsc, jakby z natury przeznaczonych na państwa lub nations, narody (w anglojęzycznym sensie). Wielka wyspa Brytania i mniejsze Irlandia i Islandia – oczywiście. Półwysep Iberia – chociaż podzieliły go Hiszpania i Portugalia, co wydaje się jakąś anomalią. Francja, czyli zwarty blok między Pirenejami a Alpami i Renem lub nadreńskimi górami. Ale krainą najbardziej przygotowaną na kolebkę narodu (czy nie przez jakieś bóstwo?) jest Masyw Czeski! Chroniony z czterech stron barykadami gór lub wyżyn. Słowianie-Czesi dobrze skorzystali z tej geograficznej okazji.

Ale bywa inaczej. Są narody, których Heimat jest źle uchwytny w terenie. Nie wyróżnia się, nie ma naturalnych obronnych granic i co gorsza nie ma naturalnego centrum, jak te żyzne równiny, w których lub na skraju których wyrosły Paryż, Londyn, Madryt lub Praga. Właśnie tak ekscentrycznie mają Niemcy. Bo swoje naturalne matryce ma Bawaria, ma Górna Saksonia, Hesja i kilka mniejszych kotlin, ale całe Niemcy w swojej historii były rozmyte i zatarte. Ich językowy obszar rozlewał się lobami niby lodowiec: wzdłuż Bałtyku, przez Śląsk w górę Odry; i w dół Dunaju. Dalej wynurzały się niemieckie wyspy: na Spiszu, w Siedmiogrodzie, w Banacie i nad Wołgą.

Gdzie indziej za to widać gotowy Heimat, ale ani narodu tam nie ma, ani państwa. Dokładnie tak jest z kotliną Padu pomiędzy Alpami a Apeninami. Góry z trzech stron, morze z czwartej, środkiem wielka rzeka jako oś żyznej i wilgotnej równiny – i nic z tego. Równina nad Padem (Po) nie zrodziła ani narodu, ani państwa: nigdy, w żadnej epoce historii. Pewną odrębność miała pod Rzymem jako Galia Przedalpejska, różna od Italii, z którą później się zlała. Nie tworzyła też całości; przeciwnie: Wenecja, Genua, Turyn, Mediolan ciągnęły każde w swoją stronę.

Kotlina Karpacka, czyli ziemie od wododziału Karpat do Sawy i dalej Dunaju też ma wszelkie cechy gotowego, danego przez naturę, Heimatu, i tak była rozumiana przez Węgrów w ich tysiącletnim projekcie państwowym, który w końcu (w 1918 r.) został rozerwany przez nacjonalizmy współmieszkańców tego regionu.

Transylwania
Dwie górami okolone naturalne ostoje-heimaty: Czechy i Transylwania.

Wewnątrz Karpat leży mniejsza nisza-kolebka: kotlina Transylwanii, otoczona górami z prawie każdej strony. Na mapie wygląda jak bliźniacza kraina względem Czech, i podobnej wielkości. Tu by mogło coś powstać, mógłby wyrosnąć naród ze swoim językiem, tożsamością i państwem. Ale tak się nie stało, a jeśli tak, to w wersji niższej: Transylwania-Siedmiogród wyhodowały odrębność zaledwie na poziomie prowincji, nie narodu. Narodów-etnosów było zresztą kilka: Wołosi-Rumuni, Węgrzy, Szeklerzy (dawniej różni od Węgrów) i tutejsi Niemcy. Też Romowie, Żydzi – nie miejsce liczyć wszystkich. No więc nie ma narodu transylwańskiego i nie będzie. –

– Ale czy na mapie znajdziemy miejsce jakoś przyrodzone, przez naturę przygotowane dla Rumunów? Tu mi wierci w uszach termin Țara Românească, pisany dawniej Țara Rumânească lub jeszcze dawniej cyrylicą: Цара Рꙋмѫнѣскъ. Tak nazywała się Wołoszczyzna po rumuńsku. Bo Rumuni nie mogli sami siebie nazywać się „Wołochami”, gdyż to był słowiański egzonim oznaczający ludzi mówiących dialektami łaciny. Nieprzypadkowo tak nazwano łacinników w obu krajach, gdzie ich zastali Słowianie: na zachodzie Włochami, na wschodzie Wołochami; obie nazwy są tym samym. Podobnym słowem Welsh – więc też jakby „Włosi” – Anglowie nazwali celtyckich sąsiadów. Rumuni siebie nazywali Rumunami czyli Rzymianami.

Țara Românească znaczy „ziemia rzymska” lub „rumuńska”. Od łacińskiego terra, ziemia. Mam jednak wrażenie (może gdzieś coś podobnego czytałem?), że pod tą nazwą krył się zarazem geopolityczny program: objęcia przez władców z Bukaresztu jednym państwem wszystkich ziem, gdzie żyją Rumuni, lub raczej tych krain, gdzie po rumuńsku mówi ludność wsi. Od zjednoczenia ȚR z Mołdawią w 1858 roku zaczęło się zbieranie ziemi rumuńskiej. Doprowadzone do celu (chociaż na krótko) w 1922 r. ustanowieniem Wielkiej Rumunii. Tamte granice faktycznie obejmowały wszystkich Rumunów, tych zwartych z ziemią (jak to nazwać?), chociaż zagarnęły też masę nie-rumuńską, ale nie na tym się skupiam.

Program „Țara Românească” kierował się językiem i związkiem ludzi rumuńsko-języcznych z ziemią. Głównie związkiem dosłownym, przez pracę na roli. Był to inny proces (projekt, program) niż u Węgrów, którzy za swoje „miejsce pod niebem” mieli ojczyznę historyczną i ideologiczną, czyli kraj w Łuku Karpat, gdzie po węgiersku mówiło 40% i to głównie w wyspach miast. Podobnie jak u Węgrów było w Polsce, która powstawszy na nowo w 1918 r. nie bardzo wiedziała, dokąd ma sięgać. Żywe było poczucie ideologicznej ojczyzny sprzed rozbiorów, ale tamta Polska (lub Polska-Litwa) definiowała siebie jako kraj polskiej szlachty, nie kraj polskich țăran'ów – chłopów; țăran to „chłop” po rumuńsku, właśnie od țară, ziemia. Na ten nacisk na „swoją ziemię” zwracam tu uwagę. Polska polityczna mitologia podobnego nie znała.

(Nieustannie mnie dziwi podobieństwo rumuńskiego țărancă (chłopka, wieśniaczka) i naszej cyranki (kaczki!); i rumuńskiego limbă (język) i naszej limby – sosny.)

Wielkie geoprzesunięcie narodu polskiego po 1945 roku też za cel miało ojczyznę ideologiczną, do tego nową, ad hoc wymyśloną, bo Polaków na zachodnich kresach prawie nie było, a tych co byli, wypędzono lub inaczej biedzono.

Transylwania
Dolina Padu i dolina nad dolnym Dunajem: uderzające podobieństwo.

Z mapy wystaje potencjalna siedziba narodu-państwa na Płycie Mezyjskiej. Kraj taki miałby północną granicę na osi Karpat Południowych (jak miała Wołoszczyzna, Muntenia), południową na wododziale Bałkanu (Starej Płaniny po bułgarsku), na wschodzie na Morzu Czarnym. W tych granicach nigdy nic jednego nie powstawało, niczego nie było! Ani w czasach nowszych, anie w starożytności ani w średniowieczu. Dunaj zawsze był granicą, jak dziś między Rumunią i Bułgarią, i ich etnosami. Osobliwa analogia do Kotliny Padu, tak samo geograficznie wydzielonej, ogrodzonej górami i w środku mającej żyzną równinę i wielką rzekę za oś – i tak samo narodotwórczo bezpłodnej.

Mołdawia, ta historyczna, stała od Karpat na zachodzie do Dniestru na wschodzie. Granica na Dniestrze nawiązuje do większej sprawy wąwozów rzecznych jako granic, które w tym kącie Europy narzucają się jak nigdzie indziej. Pocięte nimi Podole też bardziej za granicę służyło niż za styk. Nie przypadkiem ziemie Halicko-Włodzimierskie, odgrodzone tymi wąwozami, pierwsze wyłamały się z Rusi rządzonej przez Rurykowiczów.

Od Węgier Carę Rumuńską nie dzieli nic. W Trianon graniczne krechy wyrysowano z dużym węgierskoludnym marginesem na korzyść zwycięskiej Rumunii.

Jednak, tak myślę, wyzierająca z map naturalna forteca Transylwanii jakoś formowała lub nawet formatowała umysły Rumunów szukających swojej należnej im narodowo-państwowej siedziby. Rumunię – czy tamtą Wielką międzywojenną, czy mniejszą dzisiejszą – da się pomyśleć jako „obszar z Transylwanią w środku i możliwie naturalnymi bądź etnicznymi granicami naokoło niej”.

Dlaczego nie w Transylwanii umieszczono stolicę?


Transylwania
„Pocztówka” z Braszowa. – Aby nie stracić kontaktu z realem.

By pisać komentarz, zaloguj się lub zarejestruj »

Wojciech Jóźwiak 2024