Wojciech Jóźwiak .PL

Title img Z Rumunią unią

Przez Sanok, Słowację, Węgry do Satu Mare i co w nim.

„Węgier z Polakiem … Trzy kraje razem z Rumunią ... Wieczną połączą się unią”

– bajała Przepowiednia z Tegoborzy. Jak widać, doczekaliśmy. Jesteśmy z Rumunią złączeni Unią Europejską, Strefą Schengen i paktem NATO. Prawie jedno państwo. W końcu tam wybrałem się w to lato. Kiedyś już tam byłem, ale (a) parę godzin, (b) przejazdem i (c) tak dawno temu, że prawie nie pamiętam. W 1974 roku. Większości dziś żyjących ludzi wtedy nie było, więc pomińmy. Teraz pojechaliśmy troje jednym samochodem: ja, mój syn Ignacy i synowa Kamila. Najkrótszą drogą: spod Warszawy przez Sanok (gdzie braliśmy wypasiony nocleg w tamtejszym skansenie dzięki uprzejmości Darii i Tomasza Kośków, pozdrowienia!), skąd dalej na południe przez ogon Słowacji, węgierskie Sátoraljaújhely i niby najkrócej, ale męczącymi drogami klasy głównie gminnej przez wschodni kąt Węgier do pierwszego miasta-przystanku-noclegu w Rumunii, Satu Mare.

Rumunia_25_01
Ja i Ignacy na dawnej granicy Galicji i Węgier. Kamila fotografowała.

Węgry mają kształt ogórka. W dawnych czasach miały kształt mózgu.

Sátoraljaújhely jak wiadomo jest podzielona między HU i SK. Słowacy skrócili nazwę do samego „újhely”, co poprawnie przetłumaczyli na swoje Nové Mesto.

Rumunia_25_01
Prze Słowację. Zbliżamy się do Węgier, co poznać po jawnie wulkanicznych wzgórzach.

Satu Mare po niemiecku nazywało się Sathmar, w średniowieczu Zothmar, po węgiersku Szatmárnémeti czyli jakby „Sotmar Niemiecki”. Kiedyś wokół miasta rozciągał się komitat Szatmár. To jest to tamtejsze migotanie pomiędzy rumuńskim, węgierskim, niemieckim, spod których to języków miejscami wychyna jeszcze starsza słowiańszczyzna. A drugim językiem dzisiejszych Rumunów zwykle jest – jak u nas – angielski. W każdym razie, nie mieliśmy tam nigdzie problemów z rozmówieniem się. Ale po kolei. Satu Mare aka Sotmarowi należy się osobny rozdział z fotkami.

Rumunia_25_01

Satu Mare czyli koszmarny sen Korbuzjera

Pora spolszczyć Le Corbusiera. Ów łamacz tradycji, gładziciel ozdób i Równacz Miast, gdyby wstał z grobu i udał się do Sotmaru, ujrzałby koszmar, jaki pomurowali jego ekstremistyczni późni uczniowie. Bo za Ceauşescu Satu Mare obdarowano nowym i „nowoczesnym” w zamyśle centrum. Ale przesadzili ówcześni architekci, przeholowali, i Korbuzjera doprowadzili do absurdu lub dalej. Sporządzili anty-miasto, które wysyła jedyny komunikat: uciekać! Budowle, które służą do straszenia – dzisiaj, a w zamyśle miały demonstrować potęgę i – jednak – „nowoczesność” reżimu. Pociecha taka, że chyba niewiele wyburzyli pod budowę, bo z układu terenu można wnioskować, że wcześniej było tam puste błonie nad rzeką Samosz. Rzeki ma się rozumieć nie włączono w kompozycję, odwrócono się do niej tyłem, czyli rupieciami, które widać pod spodem pseudo-dostojnych trybun. Bo te, owszem, są, i bardzo wzmożone, jakby za główną funkcję miasta autorzy uważali parady mas przed obliczem zaszczycających je dostojników. Jak ktoś kiedyś słusznie pisał, koniec propagandowej funkcji architektury (przygniatającej tu, na tym placu w Satu Mare) dała telewizja, dużo lepsza w roli wizualnej tuby tyranów.

Rumunia_25_01

Rumunia_25_01

Jeszcze jeden widok tego samego – i widać na nim, że ten post-korbuzjerowski brutalizm ma szczególną cechę: źle się starzeje. Powinien być wieczną miłą makietą, wieczną prezentacją na ekranie lub na rysunku. Takim pozostać, nie dostawać kurzu, osadów, patyny. Bo wtedy zaraz obraca się w rupieć żałosny.

Rumunia_25_01

Jak widać, satumarzanie na „placu przed pałacem” chwalą się swoim miastem... Ale na autopromocyjnym plakacie sam ten plac i jego budowle pomijają. Tym się nie chwalą.

Szczęśliwie Ignacy zabukował nocleg w starej post-austrowęgierskiej dzielnicy, gdzie urzekła mnie drewniana brama, przez którą się wchodziło; niestety, wśród nadmiaru wrażeń nie zrobiłem jej zdjęcia.

Rzeczony satumarski plac przez „Pałacem Administracji”, chociaż szczęśliwie odosobniony (później-dalej już aż takich nie widzieliśmy) ma jednak coś, co powtarzało się w rumuńskich miastach, mianowicie skłonność do dekorowania śródmieść wielkimi pustymi placami, lub, gdy jednak brakowało powierzchni, to ich zamarkowaniem. Jakby obowiązywało tam hasło: patrzcie, stać nas na pozostawianie w środkach miast utwardzonych pustek zdatnych najwyżej do ćwiczenia jazdy na rolkach przez młodzież. Pustych, bo żadnych straganów ani zieleni, ani parkingów, ani wjazdu. W Sibiu (będziemy tam nazajutrz) w tym celu skasowano, zrównano i zabrukowano tramwaj, ku (jak nam powiedziano) żalowi mieszkańców.

Ale nie narzekajmy, bo jak nie patrzeć na brzydkie, to widać ładne. W następnych odcinkach tego ładnego będzie więcej!

By pisać komentarz, zaloguj się lub zarejestruj »

Wojciech Jóźwiak 2024