Wojciech Jóźwiak .PL

Title img Za lasem czyli Transylwania

Trzy dni przez Kluż-Napokę, Turdę z okolicą i Sybiu (Sybin), aż pod Góry Fogaraskie.

Trans-Silvania czyli kraj za lasem. Za lasem albo za górami, bo lasy w górach najlepiej się uchowywały i te dwa pojęcia mieszano. Faktycznie, Transylwania jest za górami z każdej strony patrząc: i z południa od Wołoszczyzny na północ, i z Mołdawii na zachód, i z Węgier na wschód. My ruszyliśmy z Satu Mare na południowy wschód, przebijając się rzecz jasna przez góry serpentynami, zatrzymując się na postojach zwanych po tutejszemu dowcipnie z polska (ze słowiańska!) popasul. Przełęcz pod Măgurą Stâneii jest na 700 m wysokości (npm), ale daje w kość, w głowie kręci. Autostrada tędy jest dopiero w budowie. Przed nami Kluż-Napoka, w oryginale Cluj-Napoca, po węgiersku Kolozsvár , po niemiecku Klausenburg. W latach 1970-tych dodano Napokę dla zaznaczenia, że długo przed Niemcami i Węgrami „nasi” czyli Rzymianie i Dakowie mieli tu swoje castrum tego imienia. Po Klużu (i Napoce) oprowadzał nas kolega Ignacego i Kamili, tu mieszkający Remus Gabriel Anghel. Na zdjęciu my wszyscy.

Transylwania
(Selfie przez Ignacego.)

Transylwania
Centralny plac, Plac Unii, z lewej gotycki kościół św. Michała i pomnik króla Macieja Korwina – tego, który do Węgier przyłączył Śląsk!

Transylwania
Ta ulica niech będzie próbką kluskonapockiej architektury.

Transylwania
W Klużu, wówczas Kolozsvárze, urodził się János Bolyai, jeden z twórców geometrii nieeuklidesowej. Ulicę jego imienia pokrywa nie-euklidesowa posadzka! Faktycznie całkiem równa, choć tak nie wygląda.

Na Kluż, dwa tysiące lat historii, z góra 300 tys. ludzi, drugie miasto Rumunii, powinno się tydzień przeznaczyć najmniej, ale my w drogę, dalej. Następny popasul to...

Turda

Już wieczór, wcześniej rozgościliśmy się w naszym gościsku, które choć w budynku raczej skromnym, to zaskoczyło wysokim standardem wewnątrz. Ciekawy pomysł na wystrój: łazienka (wielka), schody i taras przed wejściem pokryte tym samym szarym kropkowanym gresem. Coś jak (porównując do biżuterii) platyna imitująca stal nierdzewną. Na zdjęciu widać to, o czym więcej pisałem przy Satu Mare: tutejsze parcie na pozostawianie pustych chodnikowanych przestrzeni w centrach miast, jakby pod hasłem: patrzcie, stać nas na to! Tutaj też, jak w innych miastach, mało kto tam chodzi, dla ruchu zamknięte, rower jak ja mało kto ma.

Turdy długo nie doceniałem, mając ją za jakąś spuchniętą wieś, ale po kolei wyłaniały się jej atuty. Na czele z tym, że nazwa od słowiańskiego „Twarda” lub raczej „twierdza”.

Transylwania

Dzień czekał nas chłodny i pochmurny, wkrótce z deszczem. Ale pojechaliśmy zobaczyć Wąwóz Turda. Faktycznie, był taki jak na zdjęciach:

Transylwania

Transylwania
Wilgoć i deszcz zmusiły mnie do odwrotu. Wracając z wąwozu podziwiałem mchy na korze drzew.

Następny cel, to sławna Skała Seklerów, czyli taki transylwański Giewont. Deszcz i mgła dodawały mu majestatu:

Transylwania

Aż w miejscowym mini-muzeum zrobiłem zdjęcie obrazowi tej góry:

Transylwania

Tu jeszcze raz widok na tę górę i miasteczko, które po rumuńsku nazywa się Rimetea, a po węgiersku Torockó:

Transylwania

W Turdzie jest kopalnia soli: stara, historyczna, od średniowiecza. Dziś działa jako muzeum. Od naszej kwatery szło się może minutę. Za pawilonem i kasą (Ignacy pięknie wyrecytował „trzy bilety poproszę” po węgiersku!) weszliśmy w poziomy tunel niewiadomej długości:

Transylwania

Dalej:

Transylwania

...sól. Taka jak z zdjęciu, ściany z soli w kolorze grafitu w jaśniejsze paski.

Zwiedza się dawne wyrobiska, komory w kształcie dzwonu, do których otwarto dostęp wycinając znacznie większe od nich prostopadłościenne „panoramy”:

Transylwania

Na dnie panoramy, przed kioskiem z różnościami, stoi taka oto manekinka:

Transylwania

Przeszywająca była samotność bijąca z tej postaci. Właściwie: boginki tej słonej przepaści.

Sibiu czytaj Sibił

Ale już jesteśmy w Sibiu pod tamtejszym barbakanem lub arsenałem:

Transylwania

Prowadzi nas Mihai S. Rusu , historyk z tego miasta:

Transylwania

Tak wygląda Sibiu; na pierwszym planie mój wierny-dzielny rower składany:

Transylwania

Sibiu słynie z okienek w dachach, które wyglądają jak oczy:

Transylwania

Nazwę tego miasta mówi się „sibił”, główną samogłoską jest „i”, nie „u” jak odruchowo czytałby Polak. Gdy Sasi Siedmiogrodzcy założyli je w 1190 r., nazwali Hermannstadt na pamiątkę biskupa Kolonii. Po węgiersku Nagyszeben czyli „Mały Sybin” – Rumuni to „mały” pomijają.

A tu jeszcze raz nasza zwiedzająca czwórka: Ignacy, Kamila, Mihai, ja.

Transylwania

Co dalej? Żegnamy się z Mihaiem, znajdujemy naszą toyotę zgrabnie dzięki niemu czekającą na parkingu uniwersytetu i w drogę: przez Tălmaciu (czyżby słowiańskie „Tłumacze”?), Bradu (Brody?), gdzie obok Racovița (jawna słowiańska Rakowica!) i Cârțișoara nad rzeczką tak samo się nazywającą. Rzeczka płynie z Gór Fogaraskich. Fogarasy jak ciemna kurtyna przesłaniają horyzont, górą mgliste-chmurzyste, a nasza szosa to wylot (lub wlot) Transfăgărășan, słynnej Trasy Tranasfogaraskiej. Jak wszyscy wiedzą, masyw ten, środkowa partia Karpat Południowych, to najwyższe góry Rumunii, a w Karpatach wyższe od nich tylko Tatry słowackie. Jutro tam.

By pisać komentarz, zaloguj się lub zarejestruj »

Wojciech Jóźwiak 2024