...To jak nazwa wskazuje, wróżenie z liczby pi. Jest? Nie ma. Ale może być. Ważna w tym jest droga, na której na to wpadłem. Wiadomo, że astrologowie wierzą w to, co widzą, w horoskopie. Kiedy nie znali Urana (do 1781 r.), Neptuna (do 1846) lub Plutona (1930), brak tych planet w horoskopach w niczym im nie przeszkadzał. Nie było tak, żeby czuli, że czegoś im w horoskopach brakuje, czegoś nie ma, co powinno być. Nie zastanawiali się np. nad tym, dlaczego Napoleon Bonaparte był taki wyjątkowy, że sam i w skandalicznie młodym wieku pociągnął za sobą Francuzów i zrewolucjonizował Europę. Dzisiaj dobrze wiemy, dlaczego: ponieważ urodził się podczas trwania bardzo sprzyjającego narodzinom wyjątkowych jednostek wielkiego trygonu Urana, Neptuna i Plutona, kiedy ta naprawdę wyjątkowa konfiguracja planet – nie wiem, czy w przeliczalnych czasach była taka druga – została dodatkowo aktywowana przez to, że dołączył do niej Mars. (USA powstały, gdy do tej samej konfiguracji dołączył Saturn.)

Więcej, astrologowie musieli przez półtora wieku wpatrywać się w horoskopy, w których już były rysowane Uran, Neptun i Pluton, ale wciąż nie było wiadomo, do czego służą, jaki ich sens i jak je interpretować. Niektórzy ich nie rysowali, a pewien autor książek z astrologii, wydawanych także w PL, nie rysuje ich i nie czyta nadal. Nawet szydzi z tych, którzy rysują i czytają.

Ja typowo nie rysuję i nie czytam węzłów księżycowych, Chirona, Lilith ani Eris, chociaż większość kolegów uważa je za standard. (Dlaczego nie, tutaj nie będę tłumaczył, rzecz nie należy do tego wątku.)

Powstaje więc niepokojące pytanie, że być może jeśli ktoś umieszcza w kosmogramie pewien „znaczek”, rysuje pewien obiekt, to nawet jeśli z początku nie wie, jakie on ma znaczenie, jak go czytać, to po pewnym czasie wiedzieć będzie. Jakoś tę wiedzę otrzyma. Jak? Prosto. Dowiadując się, jak ten obiekt interpretują inni i nakładając na to własne przypuszczenia. Zapewne jego rozumienie, powiedzmy, Lilith, będzie trochę odmienne niż napisano „w książkach” (mnie np. kiedyś kusiło, by czytać Lilith – czyli drugie puste ognisko okołoziemskiej orbity Księżyca – jako „moc tego, czego nie ma”) – ale z grubsza będzie należeć do pola znaczeniowego uznawanego przez społeczność astrologów lub przynajmniej przez jej pewną bańkę.

W tym miejscu robi się fork czyli rozwidlenie: przeciwnik astrologii uzna to za kolejna ewidencję tego, że astrologia jest złudzeniem, a zwolennik astrologii chwyci się myśli, że przecież coś z rzeczywistości przecieka do poznającego umysłu przez kanał Lilith rysowanej w horoskopach. (Lub przez inny horoskopowy kanał. Tak jak niewątpliwie przecieka przez kanał jakim jest pozycja Marsa lub aspekt Saturn-Pluton.)

Jak to sprawdzić? W tym momencie procesu (który trwał może 1 minutę) przyszedł mi pomysł pimancji. Ale nie od razu. Sposobem na sprawdzenie byłoby wymyślenie innych planet – ale to robiono i do dziś bywa liczony cały system fizycznie nieistniejących „planet” wynaleziony przez Alfreda Witte około r. 1923. Ale może nie naśladować planet z ich polem grawitacyjnym, prawami Keplera itp. Może w ogóle oderwać się od fizyki? Ale jak? Wejść w totalną fikcję? Jednak czuje się, że jakiś twardy grunt jest potrzebny.

Twardym gruntem niech będzie liczba pi. Znany jest bardzo długi ciąg jej cyfr (rok temu było to 50 tysięcy miliardów). Cyfrom zostały przydane znaczenia przez numerologię. Skorzystać! Jak? Na wiele sposobów. Np. liczysz, który dzisiaj (lub pod inną datą) jest dzień twojego (lub kogoś innego) życia, patrzysz do pi – na numerze tego dnia jest cyfra, powiedzmy, 5 – czytasz co znaczy piątka w numerologii – i już wiesz, jaki charakter będzie mięć ten dzień. Dlaczego tak? – A dlaczego nie? Zamiast pytać dlaczego (w astrologii też nie wiemy, jaki przyczynowy związek łączy układ planet z wydarzeniem w życiu, i raczej nikt nie spodziewa się, że się dowiemy), próbuj, sprawdzaj, patrz w ciągu cyfr na różne dni i wyciągaj wnioski. Jeśli dołączy 10 lub tysiąc współbadaczy, tym szybciej dojdziecie do wspólnych wniosków, chociaż kłócąc się pod drodze.

Ale tamto „pięć”, jedna cyfra z dziesięciu od zera do dziewięć, to wynik konwencji i przypadku: takiego, że mamy pięciopalczaste kończyny i liczyć uczyliśmy się na palcach, a język i matematyka to zapamiętały. Wobec Nieba dziesięć jak tak samo przypadkowe jak jakakolwiek liczba. Czy jest liczba nieprzypadkowa? Jest. Jest nią dwa, a raczej dwa symbole, zero i jeden, czyli system binarny. Ciepło! Trzeba znaleźć, bo pewnie gdzieś jest zdeponowane w Internecie, binarne rozwinięcie liczby pi, trochę dłuższe od dziesiętnego, złożone z samych zer i jedynek. Jak je czytać? Za nas zrobili to już (bardzo) starożytni Chińczycy budując system Księgi Przemian. Sześć kolejnych zer/jedynek (bitów) tłumaczymy na linie przerwane i ciągłe, i tę szóstkę czytamy jako heksagram! Po czym odczytujemy znaczenie z Księgi Przemian. Przy pomocy naszkicowanej tu techniki wiążemy księgoprzemienne znaczenia z dniami, latami lub miesiącami życia. Czy będzie się zgadzać? Tylko praktyka pokaże.