2021-07-16
Kobiecość jako udawanie bycia kobietą? Kobiecość jako kastracja? Nie/pożytek lacanowsko-freudowskiego legendarium.
Czytam, dalej i w kółko (ale zaraz pewnie przestanę) Alenki Zupančič „Czym jest seks?”. Zupančič pracuje Lacanem – długo wahałem się, jak to nazwać, ale może właśnie tak. Lacan (wraz jego wiernymi uczniami, tzn. ich idee) atrahuje mnie (skoro można po polsku ekstrahować, to pewnie i można atrahować...), ponieważ czuję, że on coś wiedział, i dzisiejsi kontynuatorzy też wiedzą. Jednak powtarza się problem, że kiedy czytając już prawie wiem, co przekazują czytane teksty, to właśnie wtedy coś pęka (jakby lód, po którym idzione, łamał się), sens znika, śledzący pilot w umyśle traci orientację i zapala się czerwona lampka z gwizdkiem: o co tu właściwie cho? Lakanizm jak cała psychoanaliza wyrósł z prób zrozumienia psychicznie chorych i pojawia się podejrzenie, że mentalne pole pacjentów zawładnęło badaczami, którzy podzielili mental disorder badanych. Po kolejnej porcji lektur może jednak poprzestanę na wniosku trochę słabszym: być może lakan – i reszta frojda – są pewną legendą lub generatorem legend, które opowiada się i na niektórych to działa i przyciąga ich uwagę. Specyficzne to są legendy.
Inny zysk z lektur też jest. Oto gdy dłużej siedzieć (z nosem...) w tych treściach, zaczyna się świat, ludzi, rzeczywistość postrzegać jako szalone. Ludzki świat jako jeden wielki zakład dla obłąkanych. Co natychmiast budzi pytanie: jak stąd wyjść? Jak się ratować? Gdzie jest normal? (Nie „real” wcale – właśnie normal.)
Ale ad rem. Na 37 procencie swojej książki (czytam ją jako ebuk w formacie mobi, więc nie wiem, która to strona, ale wiem, który procent) Zupančič referuje artykuł Joan Riviere, z 1929 r. p.t. Womanliness as Masquerade, „Kobiecość jako maskarada”, „w którym [JR] sugeruje, że kobiecość jest zasadniczo maskaradą, ubieraniem się w kobiecość.” I dalej:
… kobiecość jako taka nie jest niczym więcej jak ową podatnością do ubierania się w kobiecość jak w maskę … . Nie istnieje „prawdziwa kobiecość” inna od kobiecości jako maskarady … Czytelnicy mogą teraz zapytać, jak definiuję kobiecość lub gdzie wytyczam granicę między autentyczną kobiecością a „maskaradą”. Sugeruję wszakże, że taka różnica nie istnieje; niezależnie od tego, czy miałaby być radykalna, czy powierzchowna. Są one tym samym [Riviere 1929: 306].
Kobietą można być tylko w sposób „nieistotowy” — w swojej istocie kobiecość jest maskaradą. Właśnie w tym sensie przypuszczalnie nie wystarczy powiedzieć, że nie istnieje istota kobiecości; można pójść krok dalej i powiedzieć, że istotą kobiecości jest udawanie, że jest się kobietą.
Ale skoro tak, skoro kobiecość polega na udawaniu bycia kobietą, to... AZ pisze dalej:
[chodzi] o lęk przed dosłownie byciem niczym ... naprawdę niepokojące pytanie brzmi tutaj: Co, jeśli rzeczywiście jestem niczym; co, jeśli w tym wszystkim nie ma „mnie”? Ten lęk ontologiczny nie zatrzymuje się na „Czy jestem tym imieniem?”, a raczej krąży wokół „Czy w ogóle istnieję?” Wszystko, co mam w tej chwili, to udawanie, maska. Podmiot zawieszony jest na masce, a nie odwrotnie. Pod maską nie ma niczego oprócz czystego ontologicznego lęku.
Wypisuję fragmenty, ale dotąd celowo pomijałem w nich coś, co brzmi mi naprawdę szaleńczo. Tym hasłem szaleńców jest kastracja. Bo dlaczego tamta kobieta-naukowiec, której „przypadek” przedstawiła w 1929 r. Riviere i „na kanwie” tamtego przypadku rozwinęła całą swoją błyskotliwą tezę o Kobiecie-Udawaniu? – Bo wykastrowała ojca. Ma się rozumieć, nie dosłownie brzytwą czy czymś tam, tylko przez to, że zajęła się z sukcesem praktykowaniem nauki – będącej patriarchalną własnością mężczyzn niby penisy.
Ta kastracja stanowczo mi zgrzyta. To nie jest woda na mój młyn – raczej biorę to za robienie wody z mózgu.
Ale to jest właśnie ta freudowsko-lacanowska legenda kastracyjna, samo jej (za przeproszeniem) jądro.
„Publiczny pokaz jej sprawności intelektualnej, który sam okazał się sukcesem, oznaczał ukazanie siebie jako posiadaczki penisa swojego ojca, którego wykastrowała. Kiedy pokaz się skończył, ogarnął ją potworny lęk przed zemstą ze strony ojca [Riviere 1929: 305].” – Tak AZ cytuje Riviere dalej na 37 procencie książki.
I dalej:
„Aby usunąć ten lęk zachowywała się kokieteryjnie i manifestowała swoją kobiecość, „«przebierając się» za zwykłą wykastrowaną kobietę, [tak aby] w tym przebraniu mężczyzna nie znalazł przy niej żadnej ukradzionej własności” [Riviere 1929: 306]. Nie oznacza to oczywiście, że gdy „przebierała się” za wykastrowaną, w rzeczywistości taka nie była. Za jej przebraniem nie kryła się pełna, niewykastrowana podmiotowość, lecz w pełni rozwinięty lęk, o którym napiszę później.”
„[K]obiecość jako taka nie jest niczym więcej jak ową podatnością do ubierania się w kobiecość jak w maskę (czyli do ubierania się w kastrację jako maskę).”
„Kobietą jest się wtedy, gdy nosi się kastrację jako maskę. Kastracja ani nie jest wyparta (czy raczej jest wyparta, ale w mniejszym stopniu niż w przypadku mężczyzn), ani też nie zakłada się jej jako czegoś empirycznego. Jest to bardzo ważne, ponieważ nie chodzi tutaj o odsłonięcie, ujawnienie czy „zaakceptowanie” jakiegoś faktu empirycznego — przykładowo, że „ona go [penisa? – przyp. WJ] nie ma”; nie chodzi o to, że kobieta otwarcie ujawnia, że jest „wykastrowana”: kastrację da się wyłącznie zagrać, realne kastracji nie jest czymś, co można pokazać czy zobaczyć jako takie.”
OK, wracajmy do początku. Co takiego wydarzyło się wtedy, prawie 100 lat temu? Domyślamy się, że pewna kobieta-naukowiec/naukowczyni odbyła udany publiczny wykład, po którym, przyjmując pochwały i wyrazy entuzjazmu od słuchaczy, zachowywała się „kokieteryjnie” i nad-kobieco, co zauważyła i pewnie na bieżąco odnotowała obserwująca ją koleżanka czyli Joan Riviere, która uznała, że oto widzi naocznie przepadek „kompleksu kastracyjnego”, co fachowo opisała i utrwaliła w bazie dokonań psychologii lub psychiatrii. Ale, na Zewsa wraz z Ateną!, jak tamta pani miała się zachowywać, gdy ja chwalono i widziała zachwyt na widzących ją twarzach? Sromać się miała?, chować, za kulisy wycofywać, uciekać, poker face robić? Radość dusić w sobie?
Zemsta zawistnej koleżanki trwa już prawie setkę lat, przeżyła wszystkich świadków tamtego wydarzenia.
Szczęśliwie, po tym długim ustępie, który zrobił na mnie dołujące wrażenie, Zupančič ratuje się (w pewnym stopniu) następującym spostrzeżeniem:
„jeśli używanie go [„markera kastracji”, uzup. WJ] jako maski definiuje położenie kobiety, to nie oznacza to, że nie czynią tego także mężczyźni: dlatego właśnie ostentacyjne pokazy męskości (mężczyźni pieczołowicie ubierający się w „męskie” ciuchy lub na przykład w kostiumy symbolizujące władzę) zawsze przynoszą taki interesujący skutek, że wydają się kobiece.”
Co polecam uwadze nadmiernie i poważnie przebierających się mężczyzn.
Winieta: grzyb Aseroë rubra z rodziny Phallaceae. Cały/większy obraz»
Komentarze:
2021-07-16 Adam Pietras: Kobieta jako sen (+)
Jak zwykle z trochę innej beczki, ale pozwolę sobie dorzucić tu jeszcze swoje outsiderskie 3 grosze. Jest taka krótka i równie niejasna jak pisma Lacana i lacanistów książeszka autorstwa J. Derridy - Ostrogi. Style Nietzschego. Piszę o tym dlatego, ponieważ naczelnym wątkiem książeczki jest kobiecość jako (słynne wśród filozofów pojęcie) Prawdy - w interpretacji Nietzschego. Skraca się to do tego, co ktoś kiedyś napisał, iż/więc zarówno kobieta, jak i Prawda - są tym, co (mężczyzna oczywiście) sobie roi w swoim holistycznym napaleniu w stosunku do obu pojęć w rodzaju żeńskim. Kobieta/Prawda jest snem. Dlatego to powierzchnia - ponieważ "pod spodem" nic nie ma, do niczego to się nie odnosi, jest samo dla siebie, jako urok, (użyję hermetycznego sformułowania), fenomen pneumy. Jeszcze raz: dlatego powierzchnia, ponieważ pod śnieniem kobiety/Prawdy właśnie otwiera się jakaś obca życiu próżnia, tudzież nic się nie otwiera. Na tym też polega fenomenalizm, a więc to, że sen wyczerpuje się sam w sobie, do niczego nie odnosi, do niczego nie odsyła, a nawet, jeśli budujemy tu interpretację symboliczną - ona jest kolejnym snem, który ma znaczenie sam dla siebie. Jeszcze motyw kastracji, a więc - Freudowsko - Edypa albo Elektry. Czytałem kiedyś krótki artykuł poświęcony lacanistycznej interpretacji Ulissesa. Joyce został uznany za psychotyka - a więc kogoś, kto tworzy swój sinthome, ponoć nieprzetłumaczalne, ale nie wiem, dlaczego, bo można to uznać za "symptom". A więc "własny świat". Ulisses jest "własnym światem" Joyce’a. A dlaczego psychotyk, dlaczego Edyp? Wg. Lacana psychotyk to ktoś, kto nie przeżył kompleksu Edypa. Przeżycie kompleksu Edypa służy temu, żeby zrozumieć - filozoficznie powiedzielibyśmy Logos, bardziej popularnie - granicę - rzeczy, języka, formy, samego siebie, świata itd. Psychotyk to ktoś, u kogo te granicze się rozpuszczają i doznaje ekstazy pomieszanej z krańcowym zagubieniem, jak u Nietzschego precz od wszystkich Słońc, nota bene razem z wątpieniem w istnienie własne czy czegokolwiek. Wychodziłoby, że na tym polega z resztą powierzchnia i kobiecość. Znów neurotyk to ktoś, kto nieustannie poszukuje na nowo sensu tych granic, przestrzegaąc ich, czując, iż są narzucone, ale przynajmniej zrozumiałe, dopóki nie zacznie znów nad tym myśleć. To taka prawda/kobiecość bardziej stabilna, choć oparta na tym samym, co Proces Kafki. Czyli na niczym. Jest struktura i dopóki nie kopiemy niżej możemy zapomnieć, że stoi na niczym. Jest jeszcze perwers, w nomenklaturze lacanistycznej, który przesuwa granice w ten sposób, żeby dla niego samego pozostało jak najmniej miejsca. To takie trzy podstawowe figury u Lacana, a tutaj zamieszczam wyniki moich medytacji nad tym. Trochę trudno to ogarnąć, rzeczywiście, bo nie wiadomo, gdzie tu zasada przyjemności (typowa psychoanaliza), gdzie dość filozoficzne wątki "bytu" albo "formy/logosu" etc., gdzie wczepienie w społeczeństwo/tradycję, gdzie pragnienie przekroczenia tego, ale cóż, tak jako dziarski amator czytam Lacana. PS: Nietzsche od czasu do czasu pisał że jest kobietą...
2021-07-16 Wojciech Jóźwiak: 3 razy Lacan
Jak się (Adamie) mają-odnoszą te trzy figury Lacana (psychoza, neuroza, perwersja) do jego trzech rejestrów: Wyobrażeniowe, Symboliczne i Rzeczywiste?
2021-07-16 Adam Pietras: Figury i rejestry
Rzeczywiste - trauma i idąca za nią pustka, tudzież - czysta natura biologiczna. (Jak ją oddzielić od psychicznej? To jest pytanie. Symboliczne - znaczące społecznie, w które wtajemnicza kompleks Edypa/ Elektry. Wyobrażeniowe - osobisty sposób postrzegania rzeczywistości mający za zadanie maksymalizację zasady przyjemności. I dalej: W tym sensie psychotyk jest kimś, kto znosi rzeczywiste i symboliczne na rzeczy wyobrażeniowego (w domyśle realizacja wyobrażeniowego polega na jedności symbiotycznej z organizmem matki, punktem znaczącym i nadającym "sens", "prawo", "granicę" jest ojcowska "przemoc", tj. jak rozumiem, realne, wyznaczające znów granicę myślenia i uzasadnień dla neurotyka.). Neurotyk jest kimś, kto tkwi w symbolicznym odmienianym przez realne. Perwers kimś, kto łączy rzeczywiste i wyobrażeniowe - doznaje zaspokojenia poprzez powtórzenie, realizację własnej traumy. Tak to widzę, a wynoszę to z tego, że Lacan powtarza te rejestry za Cassirerem, neokantystą popularnym w tamtych czasach, który tak właśnie to przedstawiał. PS: Lacan twierdził, że te typy występują "czysto", bez zmieszań np. 30% psychotyk 50% neurotyk itd.
2021-07-16 Adam Pietras: PS:
Po kolejnej porcji lektur może jednak poprzestanę na wniosku trochę słabszym: być może lakan – i reszta frojda – są pewną legendą lub generatorem legend, które opowiada się i na niektórych to działa i przyciąga ich uwagę. Specyficzne to są legendy.
2021-07-17 Małgorzata Alicja Katarzyna Anna Ziółkowska: No faktycznie z
No faktycznie z perspektywy tej książki świat wygląda wielką paranaje. Ale mnie też świad wydaje się paranoiczny. Mam wrażenie,że ,że niewielu zajmuje się tym co wg. mnie jest istotne czyli polączeniem cielesności z duchowością. Swiat jawi się jako zbior przebieranek i kastracji. Oczywiście coś w tym jest. Udawanie i maskowanie ,przebieranie jest cześcią naszej cywilizacji. Mam wrażenie,że ludzie wlaśnie tego jednak oczekują. Kobiety nie przebieraly by się aż tak gdyby nie bylo takiego oczekiwania mężczyzn. Co do kastracji to pierwszą osobą ktora kastruje i jest zazdrosna jest matka. Rola ojca jakby nie bylo jest wtorna co nie znaczy że mniej istotna. Co jest zatem istotą kobiecości i męskości? No bo nie żartujcie sobie,ze nadal będzie sie toczyć walkę o penisa. W ten sposob ludzkość robi sobie kuku. Zgadzam się z tezą,że cialo zostalo nam dane żeby tutaz zdobyć pewne doświadczenia,ktore odciskają się na naszej duszy. Powinniśmy sobie zdać sprawe że nasze dzialania mogą manifestować się naprzyklad chorobami. Brak rownowagi w czlowieku powoduje olbrzymie konsekwencje. Wydaje się,że cywilizajcje wschodnie bardziej zdają sobie z tego sprawe niz zachodnie. Tak naprawdę człowiek poszukuje zupelnie czego innego w życiu ale nie chce się do tego przyznać. Wychodzi to w wielu testach. Naczelna wartoś u wielu to milość seksualność to zupelnie co innego. Może ona być częścią milości ale nie musi.To że matka natura się wścieka i powoduje powodzie i zarazy to nic dziwnego.Podobno mieliśmy szczęscie kiedy wichury niszczyly niedawno Czechy. Teraz mamy szczęście,że nas omijają powodzie.Co będzie dalej?
2021-07-18 Adam Pietras: Stosunek seksualny nie istnieje? To proste!
Cenimy ludzi, rzeczy, miejsca, dzieła sztuki itd. za to, jakie doznania/reprezentacje wzbudzają w naszych fizycznych mózgach/ogranizmach - nie wiemy, jakie są "same w sobie", czy w ogóle "jakieś". Tak to wygląda na gruncie współczesnej wiedzy, w uproszczeniu, smak, zapach, kształt, piękno, głębia etc. są treścią świadomości reagującej na rzeczywistość, a nie faktem obiektywnym, realnym "uposażeniem świata". Jeśli jest w tym coś obiektywnego, to konstrukcja oka albo kory wzrokowej itd. W stosunku do osób jest jeszcze mimetyzm, polegający na dostrajaniu się organizmów w pewnych sytuacjach (rytm oddechu, temperatura ciała, puls). Ale nie znaczy to jeszcze, że dzielimy z nimi treści umysłowe, a to byłby właściwie jedyny sposób na osiągnięcie jedności. Może jakieś podstawowe dzielimy. Ale nie ma, o ile wiem, w przyrodzie czegoś takiego, jak przepływ informacji 1 do 1. Przykład "z życia wzięty": bańki informacyjne.
2021-07-18 Adam Pietras: Paranoja
Również jest, na co chyba buddyści powinni przystać, stanem umysłu. Szklanka jest do połowy pełna albo do połowy pusta, wybór należy do nas, lecąc takim "koelją". Powyższy punkt widzenia uważam za terapeutyczny - lubimy myśleć sobie w bezsenne noce o tym, co to będzie, jeśli jednak czasoprzestrzeń jest kolista i deterministyczna, więc będziemy w nieskończoność wieść to samo życie którym żyjemy teraz. Ale jasny punkt jest taki, że skoro jest kolista, to już to życie nieskończenie wiele razy przeżyliśmy i niczego tak na prawdę to dla nas nie zmienia. Może i egzystencja jest dantejskim piekłem, z tym tylko, że nawet IX kręgu nie obowiązuje "...porzućcie wszelką nadzieję". Ostatecznie - who cares? Starożytni nie myśleli o czymś takim i wszystko było cacy - it’s in your mind. Taka ilustracyjna wrzutka podszyta modnym dark humour. PS: Terapia polega chyba między innymi na pozbywaniu się fantazmatów, różnych "uprzedzeń" w stosunku do otaczającej nas rzeczywistości, osobiście mam tę platońską zasadę, że rzeczywistość - jakkolwiek ją pojmujemy - jednak może (a nawet powinna) nas zadowalać.I wanna have some fun...
2021-07-19 Jacek Dobrowolski: A rezonans morficzny?
Najpierw była teoria pola morfogenetycznego, że embrion musi się rozwijać wykształcając rozmaite narządy, bo istnieje w nim informacja, która to wymusza. Następnie Rupert Sheldrake odkrył pole morficznego rezonansu twierdząc, że organizmy żywe wpływają na siebie bez względu na czas i przestrzeń, szczególnie w obrębie jednego gatunku, czyli jak jedna małpa nauczy się po raz pierwszy myć owoc piaskiem, to wszystkim pobratymcom udostępnia potencjał nauczenia się tej zdolności. To też tłumaczy paralelność odkryć naukowych. Przypomina to jungowską zasadę synchroniczności wydarzeń. Wspomniane teorie dowodzą, tego co głosi buddyzm mahajany, że wszystkie istoty są jednym Umysłem czy Inteligencją z której wypływają wszelkie informacje, a stają się one dostępne dla jednostek jak pojawia się konkretna potrzeba na skutek takich, a nie innych przyczyn i warunków. W każdym z nas jest wrodzona Mądrość, którą odkrywamy jak porzucimy fałszywe wyobrażenia na temat oddzielenia siebie od innych, świata, życia etc.
2021-07-19 Adam Pietras: Rezonans morficzny (+)
Nie tak dobrze znam tę teorię, może z racji tego, że nie potrafię jej umieścić w swoim światopoglądzie, z dawien dawna jednak przesiąkanym rozmaitymi redukcjonizmami i negowaniem celowości we Wszechświecie (po jednej stronie, bo po drugiej stronie mam ciągoty "misterianistyczne", a więc doświadczenia wykraczające daleko poza tego typu rzeczy). To pewnie bardziej moje uprzedzenie niż rzetelna postawa badawcza. Wedle własnych zdolności rozumienia, czytając swojego czasu trochę artykułów wokół tej tematyki, doszedłem do takiego zdroworozsądkowego wniosku, że ludzie wykształceni w swoich dziedzinach potrafią wyjaśnić te zjawiska zarówno na pierwszy, jak i na drugi sposób. Jeśli do tego dołożyć coś podłapanego z dyskusji wokół metod naukowych, a więc z jednej np. 3 odrębne poniekąd światy Poppera (umysł, wiedza, rzeczywistość), z drugiej kwestię mód i paradygmatów, z trzeciej, iż wiedza jest wynikiem uwarunkowań naszego umysłu (języka, faktu, że jesteśmy zanurzeni w czasoprzestrzeni 3D+czas etc.) to wychodzą z tego wnioski lekko sceptyckie co do możliwości poznania czegokolwiek ; ). Ciekawie o sceptycyzmie pisał David Hume - a więc, umysł ludzki jest z natury tak ruchliwy, że - zgrubiając - właściwie w zależności od nastroju może tę samą rzecz uznać za prawdę albo za fałsz. Tak to chyba wygląda pozostając na poziomie "samego intelektu". Jak wspomniałem w pierwszym akapicie, miałem w życiu sporo doświadczeń wykraczających poza te, przy których zatrzymuje się zazwyczaj "materialistyczna ortodoksja", również z racji własnych poszukiwań i eksperymentów... z tym, że trudno mi to przypisać do jakiegoś konkretnego światopoglądu filozoficznego czy religijnego. Z racji tego zauważyłem z pewnością fakt, iż człowiek z natury potrzebuje jakiejś formy "zaczarowania świata" i to jest bardzo głęboka potrzeba... choć nietrudno ją wytłumaczyć psychologicznie. A "what is real", "what the *bleep* do we know"? to już dla mnie inna para kaloszy. Pozdrawiam. PS: Wiem, że we współczesnych badaniach np. nad rozwojem mózgu przyjmuje się założenia "celowościowe" adekwatne do pojęcia-matki pola morfogenetycznego, ale dla mnie osobiście stąd jeszcze daleka droga do twierdzenia, że cała Natura ma swój cel. Na ostrzu noża z resztą jest zasada antropiczna w kontrze do hipotezy wieloświata, choć ta ostatnia również przez niektórych jest uznawana za pseudonaukową. Z pewnością istnieją oddziaływania jak telepatia etc. a jednak osobiście myślę, że gdyby trochę pogrzebać, dałoby się je wytłumaczyć na sposób zgodny z "materialistyczną ortodoksją", choćby na zasadzie adekwatnego mechanizmu, jak komunikacja drzew za pomocą feromonów. Wiem, że Penrose pisał o tym na poziomie fizyki kwatnowej, ale to już jest pułap który absolutnie wykracza poza moje możliwości.
2021-07-25 Wojciech Jóźwiak: Rezonans morficzny, ad Jacek Dobrowolski
Rupert Sheldrake zaproponował rezonans morficzny w 1981 r. w książce A New Science of Life: The Hypothesis of Morphic Resonance (link). Mija 40 lat! Wciąż dla tej hipotezy nie znaleziono dowodów ani nauka ("naukosfera") jej nie zaakceptowała. Chociaż jestem fanem Sheldrake’a od tamtych 40 lat z małym opóźnieniem, to jednak widzę parę słabych punktów jego hipotezy. Gdzieś o tym pisałem kiedyś, trzeba by Tarakę przeszukać.