Co się nie stało? Nie spełniło?

Ukraina nie padła w ciągu pierwszych kilku dni, o co obawialiśmy się na początku. Rosjanie nie zajęli ani całego ani większości kraju (zajęli wschodnie, północno-wschodnie i nadmorskie pogranicza), rząd Ukrainy nie upadł ani nie musiał się ewakuować: ani np. do Lwowa ani za granicę. Zełeński ze sztabem pozostają w Kijowie, trwają.

Wojna nie rozlała się dalej. Rosjanie nie zaatakowali ani żadnego z państw bałtyckich ani Polski, ani wojska Białorusi nie weszły do Ukrainy, chociaż Rosja atakuje z terytorium Białorusi. Nie było rosyjskich prowokacji na przesmyku suwalskim ani na pograniczu z „Kaliningradem”.

Nie doszło do czołowego starcia między Rosją a NATO.

Rosja nie użyła broni jądrowej. Jednak USA/NATO i personalnie prez. Biden zachowują się tak, jakby miała jej użyć natychmiast, gdy tylko oni uczynią lub powiedzą coś bardziej asertywnego.

Upadła amerykańska doktryna jądrowego odstraszania. Odstraszanie podziałało, ale odwrotnie: użyła go Rosja, całkowicie blokując i krępując ewentualne wojskowe odpowiedzi USA/NATO i otaczając swój wojenny teatr w Ukrainie szczelną "żelazną kurtyną" zbudowaną z atomowego strachu. (Edit! Dopisane 23 marca 2022.)

NATO/USA nie zlekceważyły wojny ani zagrożenia: podciągnęły swoje wojska „do nas”, na wschodnią flankę NATO, jednak ich liczby są wyraźnie za małe i nie widać, by skutkowały naciskiem na Rosję. Przy tym znaczące jest powtarzanie przez przez. Bidena, że to „nie jest moja wojna”, „nie jest to wojna NATO” ani USA. Podczas gdy Rosja kolejno łamie wszelkie reguły, to USA i NATO ustami Bidena wciąż na nowo uciekają od konfliktu, dając mentalne pole przeciwnikowi i ograniczając własne pole manewru, wręcz krępując sobie ręce. Bardziej to wygląda na tchórzostwo niż jakiś przebiegły plan.

Unia Europejska ani nie odcięła się od wojny, ani nie poszła w rozsypkę, co nastąpiłoby, gdyby wcześniej jej pro-rosyjsko nastawione główne państwa – Niemcy, Francja, Włochy – utrzymały bierne poparcie dla Rosji. To nie nastąpiło (chociaż można było się tego obawiać), przeciwnie, 27 lutego nastąpiło „przebudzenie Europy”, którego wynikiem było zadeklarowanie przez UE zakupu broni dla Ukrainy i dołączenie do blokowania Rosji. Jednak wykonanie tamtych decyzji idzie powoli i (chyba) nie całkiem skutecznie.

Państwa Zachodu nałożyły finansowe i ekonomiczne sankcje na Rosję, ale te retorsje są dziurawe (banki sprzedające paliwa nie zostały wyjęte spod SWIFT, import węglowodorów z Rosji trwa, więc Niemcy, Polska itd. wciąż finansują „Putina” i tę wojnę; wiele firm nie wycofało się z Rosji) – i wydaje się, że nie wpływają na wojenne ruchy Rosji.

Liczba uchodźców z Ukrainy na Zachód, w większości do Polski, przewyższyła wszelkie obawy i zaczyna być porównywalna z najbardziej czarnymi spekulacjami sprzed wojny, kiedy mówiono, że „może to być nawet pięć milionów”. Wbrew obawom, uchodźcy zostali w Polsce przyjęci po ludzku, chociaż siłami oddolnymi: osób prywatnych, organizacji pozarządowych i samorządów; jak dotąd działania rządu, których należało się spodziewać, są mało widoczne: „rząd nic nie robi”.

Wojenne straty Ukrainy i Rosji są podobnego rzędu. Jednak nie jest to żadną równowagą, ponieważ zasoby Ukrainy są przez Rosję niszczone, Rosja stosuje metodę spalonej ziemi, podczas gdy jej własne zaplecze pozostaje nienaruszone.

Rosja nie zachwiała się ani z powodu strat ani przez to, że załamał się jej początkowy plan blitzkriegu i „witania wyzwolicieli kwiatami”. Nie odstąpiła od wojny i przeszła (jak piszą komentatorzy) do „planu B”, czyli do uporczywej wojny na wyniszczenie, wykrwawienie i zabicie ducha oporu przez terror.

Nie spełniły się romantyczne oczekiwania, że Putin zostanie obalony, odsunięty od władzy, że w Rosji nastąpi zamach stanu i że zastąpi go ktoś bardziej koncyliacyjnie nastawiony i do Zachodu i do Ukrainy. Władza w Rosji okazała się, wbrew oczekiwaniom, stabilna. Przy tym wydaje się, że spekulacje o „obaleniu Putina”, także o jego szaleństwie, chorobach, odosobnieniu itd., faktycznie służą interesowi Rosji, ponieważ w krajach Zachodu odwodzą od bardziej stanowczych akcji i każą czekać na owo „obalenie”. Na zasadzie: po co się mamy angażować i narażać, skoro Putina i tak zaraz obalą? Być może te spekulacje są nawet inspirowane przez Rosję.

W Rosji nie wybuchły zamieszki, ani nie powstał (znaczący) opór przeciw wojnie, ani nie wyłoniła się tam alternatywa wobec „Putina”. Poparcie społeczeństwa dla obecnej władzy jest wysokie. Nie wystąpił „efekt trupów”, tzn. oburzenie z powodu śmierci żołnierzy, chociaż jakoby rosyjskie straty w ludziach zrównują się już lub przewyższają te z dziesięcioletniej wojny w Afganistanie, która rozłożyła ZSRR.

Chiny ani nie udzieliły Rosji wielkiego sojuszniczego poparcia, ani nie pohamowują jej agresji.

Znaczna część państw świata nie poparła Ukrainy ani jej stronników państw NATO i UE. Wydaje się, że Globalne Południe uznało tę wojnę za wewnętrzny problem białych ludzi.

W 26 dniu wojny, gdy przegląda się świat, nie widać czynników, które mogłyby zmienić obecną sytuację, która wygląda na impas lub pat. Nie widać możliwych asów w rękawach ani po jednej (Ukraina), ani po drugiej (Rosja), ani po trzeciej (USA/NATO/UE) stronie.

Nie widać też czarnych łabędzi – czyli wydarzeń lub efektów niemożliwych do przewidzenia, chociaż zapewne w nich cała nadzieja.


Winieta wg ilustracji podpisanej „Wieża spalonego rosyjskiego czołgu, zaatakowanego przez wojska ukraińskie w pobliżu Charkowa. Foto: PAP/EPA/SERGEY KOZLOV” z artykułu „Dura: matki w Rosji dowiedzą się, ilu żołnierzy rosyjskich nie wróci do domów” na stronie www.polskieradio.pl, 26 lutego 2022.