Czytam „Autystki. O kobietach w spektrum” Clary Törnvall, szwedzkiej dziennikarki, która w wieku 42 lat dostała diagnozę wysokofunkcjonującego autyzmu. Czytając chce się zawołać: wreszcie! Wreszcie ktoś opisał autyzm od środka: jak to jest, kiedy się to ma lub (raczej) tym się jest. Do tego napisał to ktoś naprawdę wysokofunkcjonujący, ponieważ czytając podziwiam inteligencję autorki, jej literackie wyrobienie, błyskotliwy styl i wielki dar obserwacji i syntezy. Wreszcie ktoś kompetentny zaprezentował autystyczne doświadczenie, nie popadając ani w medyczną drewnianą sztywności ani w panikę neurotypowego rodzica, który wie, że stale będzie obciążony autystycznym dzieckiem.

Kilka faktów dla przypomnienia. Autyzmu nie można wyleczyć jak choroby ani usunąć terapiami. Można najwyżej nieco obniżyć bariery, które narastają na styku autystycznej osobowości ze światem urządzonym przez neurotypowych. Tak jak się go nie „wylecza”, tak i z autyzmu się nie wyrasta, przez co nie powinien być kojarzony tylko z dziećmi. Owszem, autyzm jest wykrywany-diagnozowany w wieku dziecięcym, i powinien wtedy być wykryty, ale dziecko autystyczne wyrasta na autystycznego dorosłego. Bywa, że autyzm zostaje zdiagnozowany dopiero u osoby dorosłej, jak to było u samej Clary Törnvall; bywa, że nigdy. Przed „naszymi czasami” było to normą: autyzm jako osobne i zdefiniowane zjawisko do niedawna pozostawał nierozpoznany. Nie ma powodu, żeby zespół Aspergera traktować osobno: jest to autyzm jak inne jego postaci, ale połączony z nadwyżką intelektualnych zdolności i zainteresowań. Z drugiej strony, autyzm nie pociąga superpowers, nadzwyczajnych zdolności. Nie jest tak, że autyści koniecznie są sawantami. Autyzm nie jest przypadłością ani koniecznie ani szczególnie męską – i autorka podkreśla, że długo dziewczynki i kobiety autystki były traktowane tak, jakby nie istniały: męskocentrycznosć psychiatrów i psychiatrii kazała je pomijać, nie dostrzegać, zbywać. Jak pisze autorka, autystów jest od jednego do półtora procenta populacji, czyli „ponad 100 tysięcy Szwedów”. Dodajmy: pół miliona Polaków.

Dla Autorki diagnoza autyzmu (fakt, że z wysokim poziomem inteligencji w niektórych obszarach – językowym!) nie była przykrością, ani tym bardziej jakimś szokiem czy ciosem: przeciwnie, przyjęła ją z ulgą i poczuciem wyzwolenia, ponieważ wcześniej – i w dzieciństwie, i w nastolectwie i w dorosłości („nie jestem młoda” – pisze) na jej liczne problemy ze sobą nie znajdowano remediów i nie pomagała żadne terapie.

Autyzm jest modny. Jest moda na autyzm. Obserwuję ją od parudziesięciu lat. Antoni Kępiński, kiedy w latach 1970-tych wydawano jego książki składające się na wielki przegląd umysłowych atypowości, autyzmu jeszcze nie brał pod medyczno-pisarski ogląd. Mocnym sygnałem w popkulturze był film „Rain Man”, wypuszczony 16 grudnia 1988, gdzie Dustin Hoffman zagrał autystę-sawanta. Ciekawym zjawiskiem jest, że autyzm, jako temat ogólnego zainteresowania, jako znak kulturowy, pojawił się w tej roli tak późno. Wcześniej na scenie lub rynku budzących zainteresowanie psychicznych aberracji królowała schizofrenia. Dlaczego wyszła z mody? – Odpowiedź wydaje mi się oczywista: bo znaleziono na nią leki. Nie tyle wyleczające ją, co blokujące jej objawy-przejawy: widowiskowe (dla zewnętrznych obserwatorów) i udręczające dla chorych. Schizofrenia zeszła więc z podium, jej miejsce zajął autyzm, chociaż jest, właściwie, nudny. Dlatego mnie długo ta moda na autyzm dziwiła: bo jak można fascynować się czymś tak mało spektakularnym? Że ktoś przysłowiowo siedzi w kącie, nie odzywa się i spędza czas na trzaskaniu klamką?

Odkrywanie autyzmu dla publiczności jako gorącego tematu przyszło od strony pograniczy tej dolegliwości. Odkryto szerokie pogranicza autyzmu, a początkiem były badania Hansa Aspergera nad zdolnymi chłopcami, „małymi profesorami”, którzy przy tym wykazywali cechy właściwe dla autyzmu. Tamten kompleks Aspergera był pierwszą „krainą” na owym szerokim pasie pośrednim pomiędzy autyzmem a neurotypowością, nazwanym spektrum autyzmu. Spektrum autyzmu dostało wzmocnienie, odkąd przestało być wyłącznie dolegliwością samych dotkniętych i kłopotem dla otoczenia, a stało się atutem. Stało się tak, gdy rozkwit informatyki dał zatrudnienie i otworzył kanały kariery młodzieży „siedzącej w komputerach”, o podwyższonych zdolnościach matematycznych i „dłubackich”, obniżonych zaś potrzebach społecznych. Ta grupa, tzw. nerdów, silnie zazębia się z populacją spektrum autyzmu. Autyzm w ogólnym odbiorze przestał być tylko upośledzeniem: bo posiadany w umiarkowanych dawkach dawał nadzieję na wziętą karierę i łatwe miliony dolarów.

Jednak nie to wyjaśnia obserwowany ciąg, run, wzięcie na autyzm. Przyczyna jest głębiej. Idziemy jako społeczeństwo, jako cywilizacja, w połączenie, w konektywność. Tu powinienem wspomnieć o książce, którą czytałem też niedawno, „Konektografia”, autor Parag Sanna. Tamta książka jest tzw. peanem na cześć coraz większego i wzmożonego połączenia każdego z każdym na całym świecie. Bardziej połączeni wygrywają! Górują! Tymczasem nasza ograniczona natura stawia temu opór. Nasz umysł nie wyewoluował na życie w ścisłej koneksji wśród niezliczonych. Autyści są tymi, którzy stawiają kontrę. Nie przyjmują nadmiaru bodźców. Nie życzą sobie zmian. Nie chcą żyć w połączeniu z innymi, a więcej: nie mają środków, sposobów ani zmysłów po temu, by sprostać towarzystwu.

Autyści są „chodzącymi” krytykami cywilizacji pośpiechu, nadmiaru, przebodźcowania, wspólnotowości i światowego połączenia, wraz z nieuniknionym natręctwem innych.

C.d.n.


Clara Törnvall (szw. Wikipedia), „Autystki. O kobietach w spektrum”, wyd. Osnova, listopad 2022.