Masz swojego posła. Który oczywiście jest też posłem dla iluś tysięcy innych osób. Jest twoim posłem (posłanką), nie posłem partii. Ty pilnujesz, żeby on (ona) dbał o twoje interesy. Jeśli głosuje w sejmie za czymś, co tobie się nie podoba, wybierasz innego posła. Jak i kiedy? Kiedy zechcesz. Wchodzisz wtedy na zaufaną stronę, potwierdzając swoją tożsamość przez logowanie przez bank, tak jak to się już teraz robi. Na tamtej stronie wybierasz innego posła z listy kandydatów. Liczba wyborców każdego posła jest na bieżąco rejestrowana przez system. Jeśli ta liczba aktualnie popierających wyborców spadnie poniżej, powiedzmy, 5 tysięcy, ów poseł przestaje być posłem, wypada z sejmu. Na jego miejsce wskakuje pierwszy z listy oczekujących, który ma najwięcej głosów poparcia. (I ta liczba przekracza pewien próg, powiedzmy, 10 tysięcy.)

Co jeszcze: nie możesz swojego głosu oddać posłowi, który jest „nasycony”, tzn. ma już tyle głosów, ile wynosi górny próg, powiedzmy, 100 tys. Posłowie nasyceni już nie dostają nowych głosów.

Można jeszcze dodać warunek, że wybór nabiera mocy prawnej i wpływa na wejścia lub wyjścia posłów z sejmu, dopiero po czasie, np. 1 miesiąca. Takie vacatio legis zapobiegłoby zbyt szybkim i pochopnym przetasowaniom w sejmie.

Więcej o demokracji spersonalizowanej pisałem: „Poseł osobisty czyli jak naprawić Rzeczpospolitą” 2011, „Państwo oddolne” 2012, „JOW-y i ROb-y” 2015, „Demokracja spersonalizowana” 2017.

W takim systemie nie ma partii (w obecnej formie są zbędne), nie ma dni ani kampanii wyborczych, nie ma kadencji sejmu. Posłowie są odpowiedzieli przez wyborcami, bo gdy zapomną, kogo reprezentują, przestają być posłami.


W winiecie fragment zdjęcia z Wikipedii, opisanego nast.: Katowice, gmach Akademii Muzycznej, w którym obradował Sejm Śląski do momentu budowy własnej siedziby.