2021-04-19
Dygitariusz to uczestnik wymiany idei, w szczególności twórca, mający internet za jedyne medium. Ale zabieranie głosu w internecie słabo przekłada się na kapitał uznania. Jak to zmienić?
Kim jest dygitariusz? Jeden z dygitariatu? Końcówka -ariat kojarzy się z proletariatem, początkówka dygit- od digit , co Etymonline.com zwięźle wykłada: „from Latin digitus "finger or toe"”. Ponieważ po naszemu owo finger or toe to jednakowo palec, to wyłania się sens liczenia, zrazu na palcach. Oczywiście, digit to cyfra. Dygitariusz wraz z kolegami dygitariatem to ktoś niby proletariusz, ale cyrkulujący w cyfrowym subświecie.
Używam dalej w znaczeniu: uczestnik dyskursu (wymiany idei), w szczególności twórca, mający internet („dygitał”: cyfrowe środki przekazu) za jedyne medium.
Na czym polega jego bieda, jego prywacja (pozbawienie, odarcie)? Na tym, że jest sam. Prywatny. Tak się jakoś porobiło, że internet – poprzestawanie na cyfrowym-internetowym medium – wtrąca w samotną prywatność. W prywatność będącą degradacją. Zabieranie głosu w internecie słabo przekłada się na kapitał uznania. Co widać w porównaniu z książką. Książka, jej napisanie i spowodowanie wydania, przynosi zysk w kapitale uznania. Zamieszczenie tego samego tekstu w internecie – nie. Skąd to się bierze? Publikacje w internecie, czyli właściwie zabieranie głosu w internecie, jest tanie. Jest łatwe. Dlatego internetowi autorzy starają się uczynić swoje publikacje „droższymi”, utrudnić do nich dostęp. Np. formatują tekst nie w ogólnym HTML-u, tylko w odrobinę trudniej się otwierającym i sztywniejszym, mniej chętnie wlewającym się w okna, PDF-ie. Starają się choć trochę upodobnić swój produkt do książki na papierze. Nie-łatwość dostępu to jedno, drugim jest nie-prywatność czyli sygnalizowanie samą publikacją, że produkt wymagał działania nie pojedynczej osoby, ale większego zespołu, redakcji, grupy, instytucji, fundacji, która to grupa miała sponsorów i innych wspomożycieli. Intencja tego jest jasna: zaangażowanie zorganizowanej grupy znakomicie podwyższa kapitał uznania. Skoro uruchomiłeś zorganizowaną grupę liczącą 20 lub 100 osób, to znaczy, że jesteś społecznie silny, więc i uznany, i pewien legion za tobą stoi. Podobna jest logika uzyskiwania doktoratów lub profesur: tytuły te (czy stopnie) pokazują, że uznana zorganizowana grupa udzieliła ci swojego kapitału uznania. Sam tego nie zrobisz w pojedynkę ani z doraźną grupą znajomych; ponadto za ciałami uniwersyteckimi stoi historia. Historii nie zmienisz, jest dana, jak tablice, które Mojżesz zniósł z Synaju. Dana, więc nie twoja-indywidualna i jako jednostkowy nawet najbardziej sprawny twórca jej nie zrobisz. Książka, jej wydanie, też jest manifestacją tego, że iluś ludzi oddało swój czas i umiejętności twojemu produktowi, więc teraz zaświadczają, że jest tego wart: udzielają mu kapitału uznania. Nawet, jeśli jedynym bodźcem, który ich skłonił do pracy nad przełożeniem twojego tekstu na wydrukowany, sklejony i równo przycięty papier były wypłacone im pieniądze – ale wtedy przyczyną uznania był ten, kto im płacił, więc właściciel finansowego kapitału – wydawca, który twój tekst uznał za wart swoich pieniędzy.
Proletariackość (dygitariackość) czyli prywacja twórców tylko-internetowych („goło-internetowych”) chyba właśnie w większej części wynika z niskości uznania, które płynie z internetu. Chociaż kiedy zaczynałem pisać ten odcinek, wydawało mi się, że raczej przyczyną jest skromny zasięg tego, co do internetu wrzucane. Ten blog jest poważnie czytany przez ok. 20 osób. AstroAkademia przez podobnie nieznaczną liczbę.
Coś z tym trzeba zrobić. Chociaż zadanie jest mało łatwiejsze od założenia własnej waluty.
Winieta: fragment obrazu Giorgio de Chirico Il grande metafisico, 1917, z Wikipedii, drobny detal.
Komentarze:
2021-04-19 Adam Pietras: co do publikacji na papierze (+ uznanie, wartości)
To też nie jest takie oczywiste. Swojego czasu przez różne blogi eksperckie albo nawet czasopisma naukowe przewijała się kwestia punktacji oraz tego, jak jest ona arbitralna. Okazuje się, mówiąc najprostszymi słowami, bo i nie tak wiele już z tego pamiętam, że więcej można punktów zdobyć (a zatem i ew. przetrzeć ścieżki "uznania" w kierunku grantów, zespołów badawczych) pisząc artykuły dość mierne, ale związane z jakimiś gorącymi tematami, tudzież wyrażającymi popularną aktualnie tezę, niż rzeczy znacznie ambitniejsze, ale niszowe. Podobna rzecz dotyczy kwestii książek jeśli chodzi o dziedzinę, wobec której nie da się nie być ambiwalentnym, a więc filozofię. Jest pełno "monografii", które polegają właściwie na tym, że w kolejnych rozdziałach przedstawia się to samo tylko innymi słowami. Dosłownie. W sensie ścisłym uznanie należy się np. takiemu Heglowi czy Heideggerowi, a 70% dyskusji to po prostu niezbyt ciekawe odcinanie kuponów. Przynajmniej tak jest na rodzimym rynku. Jeśli chodzi o kwestię uznania, to cóż, ja osobiście mam to, czego chciałem, bo w latach szczenięcych, w których podejmuje się decyzje rzutujące na przyszłe 10-15 lat, moim ideałem był samotny geniusz - a więc jestem samotny, choć co do geniuszu nie jest to już takie oczywiste. W środowiskach różnej maści artystycznych było swojego czasu coś takiego, jak underground, drugi obieg, którego wytwórcy i odbiorcy szczycili się jeśli nie odziedziczonym w spadku warsztatem bądź uznaniem, to przynajmniej tym, iż zajmują się rzeczami, które mają realny związek z ich bezpośrednim doświadczeniem (autentyczność). W kwestii wyboru istotnych dla podmiotu wartości nie jest to takie głupie, jak głoszą psychologowie humanistyczni a za nimi coache najwięcej satysfakcji sprawia realizowanie tych wartości, w które się samemu wierzy - choćby nie były one szczególnie popularne. A przynajmniej taki wniosek można z tego wysunąć. Może uznanie nie jest czymś aż tak istotnym, ew. można znaleźć inne jego źródła niż mainstream?
2021-04-19 Wojciech Jóźwiak: Czym jest to uznanie...
Faktycznie, Adamie, w tym, co napisałem, mogło powstać wrażenie, że uznanie to to samo, co popularność, i że zrównuję te pojęcia. Ale tak nie jest. Pewnie w następnych odcinkach zajmę się tym, czym jest to uznanie.
2021-04-19 Adam Pietras: Jeszcze o uznaniu
Intuicyjnie potrafię pojąć, czym jest uznanie, ale jak to bywa z intuicjami, są dosyć niejasne. W wymiarze psychologicznym uznanie jest jakąś potrzebą intrapersonalną, a jeśli tak, to kwestia komu użyczamy uznania bądź od kogo go oczekujemy jest nieco względna. To właśnie chciałem zaznaczyć, że dla mnie kwestia uznania jest czymś w rodzaju wyścigu szczurów albo nawet "egregora". Niszowy artysta zaprzyjaźniony z miejscowymi babciami-mistyczkami, chłopem od którego bierze pszenicę (zakładając, że to np. Bieszczady), ciekawy otaczającego go świata i znający bolączki ambitnych młodych marzących o szturmie na centra daje i otrzymuje uznanie od lokalnej społeczności. Jest wolny i jest wśród - w pewnym sensie - przyjaciół. To taki trochę wyidealizowany obraz, biorąc współczesne warunki tym bardziej, ale na czymś adekwatnym polega np. znana w nieco bardziej konserwatywnej socjologii idea "społeczeństwa organicznego", przeciwstawionemu typowemu dla liberalno-kapitalistycznego wyścigu zatomizowanych ambicji/mocy/egoizmów (to niestety ta ciemna strona liberalizmu). Żeby posiłkować się klasykiem, taką idyllę przedstawia Kondratiuk w filmie Pełnia albo Zanussi w Strukturze Kryształu. Dobry _punkt orientacyjny_, jak dla mnie. Pozdrawiam, ap.
2021-04-19 Adam Pietras: (+)
We spółczesnej debacie mówi się czasami o dwóch podstawowych pojęciach struktur społecznych czy mikrospołecznych - a więc liberalizm i komunitaryzm. Liberalizm jest oparty o własną sprawczość, niezależność, wolę mocy. Komunitaryzm jest oparty o wspólnotowość, a więc o to, o czym powyżej pisałem. Nie mam teraz pod ręką żadnej publikacji na ten temat, ale jest coś na wiki a tym bardziej w google i różnych academia.com etc. (Wydaje mi się, że można szukać jakiegoś kompromisu pomiędzy obiema postawami.)
2021-04-19 Adam Pietras: uznanie - refleksja
Rozumiem, uznanie jest przyznanie jakiemuś produktowi bądź czyjejś działalności czegoś w stylu pieczęci ("glejtu) przez zaufaną instytucję (instytucję w szerokim sensie - chodzi o jakiś podmiot publicznego zaufania). Za daną instytucją stoi historia, która sama w sobie jest czymś w stylu instytucji, np. z racji nagromadzenia wysoko wartościowych, powiedzmy, produktów (lepiej, choć bardziej abstrakcyjnie: dóbr). Tylko teraz pojawia się takie zagadnienie, że instytucje mogą się kruszyć. To jedno, przez odpowiednie miejsca Internetu przesuwają się od czasu do czasu fale utyskiwań na współczesny uniwersytet (ale to już inny temat). Druga sprawa, że jakaś instytucja może zwyczajnie nie obierać zasięgiem jakichś części rzeczywistości, przez co np. każdy, kto w niej funkcjonuje zdaje sobie sprawę, iż jej orzeczenia są arbitralne. Wtedy teoretycznie może pojawić się taki problem, iż ta przeoczona przez instytucję część rzeczywistości traci do niej zaufanie, teoretycznie również może pojawić się takie zagadnienie, jak jej chęć podjęcia rękawicy tudzież wybicia się na podmiotowość. Tylko że ta podmiotowość w tym wypadku oznacza uznanie przez instytucję. Natomiast - mówiąc o teoriach - nie każda przeoczona podgrupa tego potrzebuje. Jeśli jesteśmy przy socjologii, alternatywne ruchy kulturowe lat 60 najpierw pracowały nad swoim "zasobem myślowym/ideowym - swoją tożsamością", później dopiero ew. podjęły szturm przez instytucje, w tym wypadku uniwersytety, a więc centra. Piszę ten przydługi fragment z tego względu, żeby uwypuklić pewne zjawisko, a mianowicie to, że szturm kontrkultury albo szeroko pojętej lewicy - to tylko przykład - nie polegał na zyskiwaniu uznania wśród instytucji, a więc na mówieniu ich językiem, pojęciami wedle nich stworzonymi. Polegał na zdobywaniu właściwie sposobami wojennymi (siła, podstęp) centrów tylko po to, by z nich móc nadawać swój własny komunikat o treści takiej, jakiej się jej podobało. Mam na myśli, to ciąg mojego wywodu, że jeśli liczy się realpolitik, w sensie siły i podstępu, nie zaś tworzenia swojej tożsamości w stosunku do pojęć wypracowanych przez centrum (dzisiaj o tamtych centrach już i tak mało kto pamięta) oznacza to, że uznanie o którym mówimy jest rzeczą arbitralną, bo w ogóle siła albo podstęp są czymś zupełnie arbitralnymi. Dlatego nie warto moim zdaniem tak bardzo się tym przejmować, pisałem jako o wirtualności rozmaitych narracji. PS: Ok, jest to droga, powiedzmy, anarchistyczna, ale chodzi o to, czy my w ogóle chcemy grać na zasadach, które dyktuje nam centrum, czy uznajemy je tylko na gruncie bodźca estetycznego, bo siła albo wpływy mają swój sens estetyczny (urzeczenie, uznanie), a prócz tego pragmatyczny (możliwości przez nie reprezentowany), a prócz tego arbitralny.
2021-04-19 Wojciech Jóźwiak: Uznanie to nie satysfakcja. To rodzaj społecznego kapitału
2021-04-19 Adam Pietras: Już rozumiem - dwa odrębne wątki
Już rozumiem. Uznanie jako sprawczość, tj. możliwość wpływu na obiektywną rzeczywistość. Tylko, że przeplata się przez to wątek, który był poruszany przy lekturze książki prof. Zaryckiego - a więc uznanie oznacza gratyfikację, brak uznania upokorzenie. Ja pisałem właśnie w tym wątku, bo poniekąd jesteśmy istotami - jak ktoś nazwie, psychicznymi, duchowymi, emocjonalnymi - i to również jest istotne, tym bardziej w całym tym kontekście społeczeństwa otwartego libków ew. wstawania z kolan konserw. Mam przez to na myśli, iż ta potrzeba jest zauważana w dyskursie, a więc w jakiś sposób jest realna. Ale to odrębny wątek niż sprawczość w świecie obiektywnym, wpływ na wydarzenia, sposób myślenia, działania itd. W takim razie rozumiem, iż przede wszystkim o to chodzi - o możliwość przejęcia w jakiś sposób "radia" tudzież innych pasm transmisyjnych. Cóż, nie mam tu szczególnych przemyśleń. Do tego pozycja istotnie jest kluczowa, tj. taka pozycja, którą uznają ci, do których przekaz jest kierowany, dochodzi ew. kwestia budowania tej pozycji, powiedzmy, "zyskiwanie zaufania" albo "pijar". Nie zastanawiałem się nad tym w aż tak szerokim wymiarze, ale w takim wypadku chyba nie pozostaje nic innego, jak "gdzieś się wkręcić", a najlepiej, w środowisko podobnych sobie, bo istnieje coś takiego jak immunizacja (odporność na przekaz niezgodny z linią danego podmiotu). Natomiast samo słowo "uznanie" w języku polskim jest obarczone taką właśnie wieloznacznością. Pozdrawiam, ap. PS: Żeby wspomnieć dyskusję na forum, takim działaniem na poziomie uznania w stylu mikro była praca przywołanej przez Micza, jak byśmy dziś powiedzieli, aktywistki społecznej, która zdobywszy zaufanie (uznanie, autorytet) wśród warstw klasy pracującej, wskazywała im przez własne działanie drogi wyjścia z sytuacji impasu, w tym wypadku - prowadzenie handlu w wypadku, kiedy było to uznawane za nieco "niegodne", powiedzmy.
2021-04-19 Adam Pietras: w skrócie
mówi się "uznanie", ale chodzi o autorytet.
2021-04-19 Adam Pietras: rozróżnienie "uznania" a "autorytetu" ma sens o tyle
o ile uznanie jest średnią a autorytet czymś "ponad to". Brak uznania upokarza, brak autorytetu nie. Podejrzewam, że to temat na niezłą pojęciową zabawę.
2021-04-19 Adam Pietras: Micz - odp
1. Nie myślmy czarno-biało. Z uniwersytetem jest bardzo szeroka dyskusja, którą osobiście nie do końca ogarniam. 2. Zarówno kosmopolityzm (uniwersalizm) jak i lokalizm (partykularyzm) mają swoje szowinizmy. 3. Właśnie zamówiłem "Pojęcie uznania we współczesnej myśli filozoficzno-politycznej" Krzysztofa Michałowskiego i jeśli będę w stanie przetworzyć wiązkę mojej świadomości na umiarkowanie klarowny wywód odezwę się. PS: W kwestii katolicyzmu polecam zainteresować się katolicką nauką społeczną.
2021-04-19 JSC: Teraz ciekawe fakty na temat uznania jako kapitału dostarcza piłka nożna...
a dokładniej wojna o Super Ligę. (...)Reszta świata(...) robi dym jakby drużyny założycielskie zamordowały całą dyscyplinę sportową. Jakby oni na prawdę wierzyli, że nie istnieje różnica potencjału finansowego po przekroczeniu, której np. taka Legia będzie wygrywała z takim Bayernem tylko sporadycznie.
2021-04-19 JSC: Sądzę, że ten brak ducha w polskiej lidze ma związek...
z szemranym towarzystwem z pod ciemnej gwiazdy. O jego sile niech świadczy tytuł pewnego reportażu, który mówi wprost (...)Jak bandyci ukradli Wisłę Kraków(...).
2021-04-20 smoczyca: dygi
2021-04-20 Wojciech Jóźwiak: Dzięki, Smoczyco
! -- j.w.
2021-04-21 JSC: I wychodzi na to, że Superiga to tylko tani blef...
a szkoda, bo od dawna było widać, że odizolowanie tych drużyn od reszty wyszłoby wszystkim na dobre. Przecież od dawna wiadomo, że jak nie dadzą komuś rady to zwyczajnie wykupią jego wybijających się zawodników. Na pieniądze szejków i oligarchów pokroju Abramowicza nie po prostu rady.
2021-04-21 JSC: Tak czy siak powstało takie zniesmaczenie całą tą sytuacją...
że kluby zaangażowane w nią szybko kapitału uznania lokalnych kibiców nie odbudują, a i bez rzeźni w zarządach się nie obejdzie.
2021-05-12 Piotr Paprocki: Media społecznościowe jako związki zawodowe dla dygitariatu.
Tytuł nieco żartobliwy i na wyrost, ale obserwuję, że różne platformy komunikacyjne/społeczne mają różnorodne podejście do zagadnienia o którym wspominasz. Np.
2021-05-13 Wojciech Jóźwiak: Związki zawodowe to raczej nie są, ale...
Historyczne związki zawodowe organizowały się dla walki: dla wymuszania swoich postulatów i demonstrowania swojej woli przez strajki i demonstracje. Był przeciwnik! W mediach społecznościowych akurat tego nie ma. Ale poczekamy, zobaczymy, może będzie: może ktoś założy wojownicze medium?
2021-05-13 JSC: Ponoć coś tam założył...
Trump. Swoją drogą wojowniczy to są ci Chani, tylko że to jest taki bunt bez powodu.
2021-05-13 Adam Pietras: Art. o punktacji i uznaniu (szeroko)
https://fundacjarepublikanska.org/spoleczenstwo-punktowe-2/
2021-05-13 Piotr Paprocki: wojny idei?
Tak, chanowcy, też twitter służy obecnie za taką arenę polityczną, a swego czasu tumblr był miejscem głoszenia poglądów i walki o prawa dla różnych środowisk lewicowo-tożsamościowych...
2021-05-13 JSC: Z twitterem jest taki problem...
że tam zlecieli się politycy i dziennikarze, zatem siłą rzeczy musiał się stać areną polityczną.
2021-05-13 Adam Pietras: Chanowcy, Fukuyama, K. Dick, MTV
Chanowcy są wojowniczy bo ich dziewczyny rzuciły, wszystkich na raz. O mój rozmarynie... Tęskni męskie serce do wojaczki i przysięgi na śmierć i życie. A tu Fukuyama się wkrada i to już od dawna, choć trochę na odwrót. I stąd się bierze nieporozumienie, jak to pisał Philip K. Dick, Cesarstwo Rzymskie zostało zepchnięte do podziemia. A tymczasem kwitną nam nowe perspektywy, pewnie zawodne (jak wszystko), ale interesujące, eksploracji nie-kończących się możliwości które zasiał rock’and’roll, MTV, turbokapitalizm i postmodernizm. Też przygoda, tylko malowana inną kreską.
2021-05-13 Piotr Paprocki: acc
Fukuyama na odwrót, czyli nowy początek historii? :) Więzienie z czarnego żelaza zarówno żyje w przeszłości, jak i w teraźniejszości, choć można się też jego krat dopatrzeć w jak najbardziej głównej i naziemnej kulturze/społeczeństwie. A wspomniana mieszanka przypomina mi eksperymenty formalne środowiska obracającego się wokół wczesnych dzieł filozofa Nicka Landa, czyli akceleracjonistów. Dla zainteresowanych podrzucam stream po polsku:
2021-05-13 Adam Pietras: Fukuyama, Pas Rdzy, Nick Land
Fukyama na odwrót, mam przez to na myśli, że nie dla wszystkich jest jednak ta redystrybucja i co by nie mówić - to jeszcze inny temat - to słynny Pas Rdzy i tak dalej, u nas ew. Transformacja a po 30 latach 500+ (ze środowisk lewicowych wyszła książka-reportaż o tym, jak to w transformacji się mieszkało w cieciówce, więc temat jest raczej serio). Poza tym Fukuyama jako koniec historii a więc poniekąd koniec narracji heroicznych, ew. sakralnych, a przede wszystkim patetycznych. Kłania się zasada protestancka szukania "Boga" w codzienności, w ciułaniu do grosza i tak dalej. Taki temat. Kraty... hm, to co piszesz kojarzy mi się z Faucaultem, albo tym, do czego dochodzi niekiedy człowiek trochę zbyt jednak zbuntowany, ujmę to w ten sposób, iż są trzy ciała Buddy, z których jedno jest właściwie własnością społeczeństwa, drugie kogoś-tam a trzecie masz dla siebie. Kojarzę Nicka Landa z nazwiska i ogólnych idei, bardziej znam się na Deleuzie (ach ten wiekuisty spór pomiędzy Frankami i Anglofonami!), czerpię coś z tego typu idei, ale się na nich nie zatrzymuję. Pozdrawiam! ap
2021-05-13 Adam Pietras: Pozwolę się (sobie) wyprodukować - Mechliński Paweł
Co mam na myśli, mam ochotę się wyprodukować. Nick Land, jeśli dobrze go rozumiem, a nie mam wielkiej znajomości, to stawiał w dużej mierze na kreatywność w wymiarze podmiotowości. A więc że nie jesteśmy już strażakami czy pracownikami Biedronki, a więc nasze kontrakty społeczne opierają się w jakiś sposób o naszą kreatywność. Land pisał coś nawet o Cthulu, był chyba tego gatunku eksperymentatorem, który zastanawiał się, czy dostatecznie rozhulany umysł ma wpływ na rzeczywistość w jej poziomie elementarnym - co jest bliskie sercu ezoteryków, jak sądzę. Jest to diablo szalone, ale jakże ciekawe. W tym momencie wchodzi turbokapitalizm, który jest ustanowiony o zasadę liberalną, wedle której możesz wszystko, dopóki mnie nie krzywdzisz. To rzecz podmiotowości - którą ktoś już w XIX w. opisał jako chodowanie brodawek na własnej twarzy. Dla satysfakcji, dla wyskoku, dla eksperymentu metafizycznego - co się stanie, jakie jest miejsce moich myśli w świecie. Czy ktoś musi je znać by miały wpływ na świat - tak z resztą twierdzili również gnostycy. Jest to diablo szalone, ale jakże ciekawe. Cała rewolucja lat 60, dziesięć lat potem wprzęgnięta w kapitał, miała w swojej idei jakąś ślepą, duchową siłę rozsadzania tego, co uważała za martwe. Trzeba przyznać, co jest martwe a co żywe jest kwestią indywidualnego gustu, tak to już jest, a w ćwiczeniach percepcji najciekawsze jest to, kiedy w końcu z niebios schodzi się na ziemię i dzięki nim zaczyna się rozumieć otaczający świat - świat czyli ludzi. Takie eksperymenty antropologiczno-hermeneutyczne wykonywał np. extremalnie metalowy band Slayer, z domieszką horrorystycznej, chwytającej za oczy czy jaja autokreacji, ale udało im się. Jeśli świat to ludzie, wszystkie niebiosa i piekła mają sens tak długo, jak mieszczą się w ich sercach - i to jest właśnie czynnik poznawczy tej całej zabawy. Tak widzę sens tego typu eksperymentów... a więc poniekąd jest to przedobrzenie postmodernizmu czy akceleracjonizmu w kierunku bardzo klasycznym.