Lub prościej: fizycy i programiści. Między tymi dwoma ścisłymi zawodami, oboma dla skrajnych mózgowców, jest przepaść. Jaka? Taka, że fizycy kontaktują się z gołą rzeczywistością. Nieoswojoną, dziką, zaskakującą, taką-jaka-jest. Pracują w styku-kontakcie z Lacanowskim realnym.

Programiści kontaktują się z bytem zasadniczo odmiennym: z mnogością reguł, konstrukcji, czy figur logicznych, lub mówiąc prosto: algorytmów, które w 100% zostały stworzone przez ludzi, zbiorowym wysiłkiem może nie aż Ludzkości, ale społeczności informatyków, programistów i inżynierów kodu, z udziałem matematyków, którzy dbają, żeby tamtym ich systemy nie zawaliły się z powodu wewnętrznych sprzeczności. Wszystko czym się zajmują, pracuje na procesorach zbudowanych z półprzewodników, które chociaż działają zgodnie z prawami fizyki (elektromagnetyzmu, kwantów i teorii kryształów), to jednak są takim fragmentem rzeczywistości-natury, który został pracowicie wydłubany z pokładów możliwości tejże natury pod tym właśnie kątem, żeby w miarę mało kłopotliwie czyli bezbłędnie (lub raczej mało-błędnie) realizował logikę dwuwartościową: tak/nie, jest/nie ma, białe/czarne. Półprzewodniki i ich aglomeracje: procesory właśnie dlatego tak zostały pokochane przez Ludzkość, że realizują logikę dwuwartościową. Zachowują się po booleowsku.

Znakomita większość świata, przyrody, materii – tego co rozbierają fizycy – tak się nie zachowuje. Booleowskość czyli dwuwartościowość jest raczej rzadkim wyjątkiem, osobliwością. Ale ludzie ją lubią, podobnie jak lubią temperaturę około 23 stopni, brak wilgoci zawieszonej w powietrzu lub kapiącej, i jak jest widno (a nie ciemno).

Fizyka jest więc zorientowana na naturę, nature-oriented, podczas gdy inżynieria kodu jest zorientowana na ludzki wytwór, human-producture-oriented – jak byłoby po angielsku, gdyby w tamtym nieskończonym języku istniało słowo producture. (Ale możemy to słowo zaprowadzić. „Produktura” – w przeciwieństwie do „natury”, czyli tego, co zostało urodzone, sci. w procesach przyrody – to to, co zostało wyprodukowane, przez ludzi. Dlaczego nie stare dobro słowo „kultura”? Nie, bo raz, zbyt wieloznacznym się stało, a także normatywnym, dwa znaczy „to, co zadbane, koło czego trzeba chodzić w kółko”, po łacinie colere, które to słowo jest etymologicznym bliźnięciem naszego słowiańskiego „koło”, „w koło”. „Produktura” bardziej trafia w środek.)

Informatyka, inżynieria kodu, jest zorientowana na produkturę, nie naturę. Pracuje więc z matriksem, czyli z tą kulturowo-produkturową i wyobrażeniową osłoną, watą, a właściwiej wywatką, którą ludzkość otoczyła się i odizolowała od natury i nieustannie-perpetualnie odizolowuje się i ucieka od Lacanowskiego realnego.

U fizyków, tzn. w obrębie tego, co owi robią, w obrębie ich przygody, możliwe jest stanięcie czołem w czoło czyli konfrontacja z Realnym. Przypomnijmy sobie Roentgena z fotografią kości dłoni żony, lub Curie ze świecącym roztworem radu. U inżynierów kodu jest to tak niemożliwe, jak spotkanie boa na biegunie. Kodowe zaskoczenia mogą pochodzić tylko stąd, że oto konfrontują się z nieznanym, a możliwe, że wrogim, produktem innego inżyniera kodu. (Hakera, np.)

Fizycy pracują z acheiropoieta, bytami nie-ludzką-ręką zrobionymi. Medium programistów jest zrobione (ludzką ręką) jak najbardziej.

Do jakiej puenty zmierzam? Do takiej, że w dawniejszych czasach zdolna młodzież ścisła szła do fizyki.* Teraz ta sama kategoria idzie do programowania. Dawniej ci o najwyższym IQ szli zmagać się z zagadkami obiektywnego świata. Teraz ci z najwyższym IQ idą rozwiązywać kolejne puzle, jakie podsuwa im infosfera, intensywnie rozbudowywana warstwa produktury.

Dawniej nalepsi pracowali z tym, co najbardziej obiektywne. Ich dzisiejsi koledzy, przeciwnie: dalej robią to, co zrobione.


* Mnie też tam kiedyś wciągnęło, chociaż przeceniłem swoje IQ. :)


Beksiński 1976
Zdzisław Beksiński, Płaszcz. 1976. Muzeum w Sanoku. Fot. WJ