Polska ma swój polityczno-historyczny archetyp. Może nie aż archetyp: wolę nie nadużywać tamtego dostojnego słowa, ale pewien wzór należący do porządku długiego trwania. Coś kiedyś udało się, odniosło sukces, więc myślimy, jak powtórzyć tamten ruch, chociaż czas inny i okoliczności też inne, i my inni. Tym polskim prymarnym wzorem stała się unia polsko-litewska. Że akurat z Litwą, to już mniejsza. Chodzi o to, że kiedyś ktoś zachciał się z „nami” połączyć, lub raczej przyłączyć się do nas, my zaś okazaliśmy się na to dość atrakcyjni i nie musieliśmy tamtej unii wymuszać. Teraz też wytrwale czekamy, aż ktoś zauważy, jacy jesteśmy atrakcyjni i do nas, do Polski się przyłączy, oczywiście nie tracąc własnej istoty, bo nie aneksja ma być skutkiem, tylko unia właśnie, czyli coś obejmującego i nas, i „was”. Zapewne Litwa już na to się nie skusi, ale może Ukraina? Czemu nie? Właściwie to cały dyskurs o „Międzymorzu”, „Trójmorzu”, „ABC-landii” opiera się na tamtym prymarnym wzorze. Wtedy wyswataliśmy Jadwigę Jagielle, teraz może to być całkiem inny myk, ale ze skutkiem podobnym.

Możliwe, że część niezadowolenia Polaków z Unii Europejskiej wynika stąd, że nie do nas się przyłączono, tylko my do kogoś. Bo jednak wśród równych w tej unii milej by nam było być tymi troszeczkę równiejszymi.

Prymarny wzór polityki-historii węgierskiej jest całkiem inny. Węgry wynajmują się silniejszemu. Przychodzą do silniejszego z ofertą wykonania za niego... no może nie od razu brudnej, ale też nie całkiem czystej roboty. Ten wzór zagrał w 1867 r. kiedy przyszli do Austriaków-Habsburgów z ofertą: będziemy za was wykonywać część roboty polegającej na trzymaniu w ryzach krnąbrnych grup społecznych, tych, które wielokrotnie stawały do buntu przeciw wam, a najnowiej w 1848 r. Będziemy za was korzyć i pacyfikować waszych niechętnych poddanych; i zrobimy to na swoim terytorium, tylko je nam dajcie. Dil został przyklepany i Węgrzy, tzn. ich polityczne elity wywiązywały się z niego całkiem sprawnie, nawet sprawniej niż Austro-Niemcy w Przedlitawii, którzy bardziej od Węgrów skłaniali się do pluralizmu i autonomii dla prowincji, też tych innojęzycznych. Aż przyszła klęska w I Wojnie, po niej rozbiór Węgier przypieczętowany w Trianon. Po Trianon Węgry próbowały reanimować tamten wzór oferując swój sojusz Hitlerowi. Współcześnie Orbán (jeśli wierzyć temu, co o nim się pisze) oferuje swoje usługi, konno-trojańskie względem UE, Rosji.

Być może ten wzór wynajęcia się do skromiącej służby zagrał już na samym początku. Bo jak zaczyna się historia i kariera Węgrów? Przyszli w 896 ze Stepu i jęli terroryzować najazdami Niemcy, Francję, Włochy i Grecję-Bizancjum. Pobici i osłabieni, wynajmują się niemiecko-rzymskim cesarzom jako straż od wschodu, za przyjęcie łacińskiego chrześcijaństwa, czym stają w kontrze współmieszkańcom Słowianom i romańsko- lub grecko-języcznym „bałkaniarzom”. Widać w tym co najmniej trzy elementy, które będą później powtarzać: służba silniejszym, kultywowanie własnej odrębności i obcości względem sąsiadów; i strategia przekory: jak wy tak, to my w przeciwną stronę, byleby między nami a „wami” nie zaistniała zbieżność interesów.